wtorek, 17 sierpnia 2021

Od Retrysa CD Michelle

    Mężczyzna zapadł się powoli, w chyba równie umęczonym jak on sam, fotelu. W tamtym momencie niezwykle ciężko było mu zebrać myśli, które w każdej wolnej chwili uparcie oscylowały dookoła Michelle. Ich ostatnie spotkanie, choć z całą pewnością przerażające i piękne, skończyło się wyjątkowo niefortunnie. Wzburzenie całą kłótnią bardzo szybko ustąpiło miejsca nieustannej obawie o bezpieczeństwo kobiety. Gdyby okoliczności były inne, z pewnością po kilku dniach, które dałby pannie Hobart na ochłonięcie, zadzwoniłby lub po prostu przyjechał jakby nigdy nic. Zrobiłby tak, gdyby nie James, gdyby za młodu nie był takim idiotą, gdyby nie musiał wyjechać, by spłacić "dług" i gdyby dla bezpieczeństwa nie uznał za konieczne ograniczenie kontaktu z Blaidd do absolutnego minimum. Fakt, że ta najprawdopodobniej wciąż była ma niego zła, a przynajmniej na tyle uparta, by podsycać swój gniewny żar do tego momentu, był mu wręcz na rękę. Martwił się, to oczywiste, ale wbrew pozorom dzięki niewiedzy był w stanie lepiej skupić się na swoim zadaniu.
    Dłoń barmana uniosła się delikatnie, po chwili składając w pięść. Wpatrując się w zaczerwienione i pozdzierane knykcie, Calaney niemal usłyszał dźwięk strzelających kostek, odbijający się w głowie nieprzyjemnym echem. Z niejakim trudem i niesmakiem przyznał sam przed sobą, że zadanie, które otrzymał do pewnego stopnia go przerosły, a już z pewnością jego wiek. Co prawda sporym nadużyciem byłoby nazwanego go starym, jednak wiek, którym mógł się obecnie poszczycić, sprawiał, że takie zagęszczenie „bijatyk” wymuszało na nim znacznie większego nakładu energii niż kiedyś. Na domiar złego nie zapewniało mu to już tylko pozytywnych emocji, nie sprawiało już tyle satysfakcji. Niepokoiła go myśl, że coraz bardziej cenił sobie spokój, choć wciąż pragnął zastrzyku adrenaliny, jedynie nie w tej formie.
    

czwartek, 3 czerwca 2021

Od Michelle CD. Retrysa

Michelle Hobart nie przeklinała, zarówno ze względu na to, że jej rodzice dobrze ją wychowali, jak i na to, że zawodowo zajmowała się kształceniem młodzieży, której nie chciała dawać złego przykładu. Jednakże, jeśli ktoś już po prostu musiał wyrzucić z siebie całą wiązankę, bo, przykładowo, miał za partnera skończonego idiotę, który nie chciał zaakceptować prostego faktu, że ludzie, którzy byli ze sobą w związku, powinni rozmawiać o swoich problemach, to musiał, i już. Dlatego też, zamknąwszy z hukiem drzwi za niejakim Retrysem Calaneyem, nauczycielka pozwoliła sobie na wypuszczenie z siebie jeszcze jednej „kurwy” czy innego „chuja” — ot tak, żeby zrekompensować sobie fakt, że nie udało jej się dopiec mu do żywego.
Przez chwilę trwała tak, wsparta o zamknięte drzwi, jakby liczyła na to, że ten kretyn, którego nazywała swoim partnerem, otrząśnie się i wróci do niej, błagając ją na kolanach, by go wpuściła i przepraszając za to, że zachował się tak, jak się zachował. Oczywiście ta idea sama w sobie była głupia, więc odczekała jeszcze kilka sekund i, mając ochotę wymierzyć sobie samej policzek za własną głupotę, odepchnęła się od twardego drewna i podążyła prosto ku kuchni. W niej zaś z drzwiczek lodówki wydobyła nieotwieraną jeszcze butelkę czerwonego wina, a z szafki wiszącej kieliszek, i z takim orężem udała się do salonu. 
— Nie patrz się tak na mnie — prychnęła w kierunku podążającego za nią psa. — Chociaż... Masz rację, pewnie wyglądam beznadziejnie, co? — zauważyła po chwili, siadając na kanapie. — Prawie że naga, z wyraźnymi śladami po seksie na ciele, ale sama, nalewająca sobie wino i gadająca do psa. Cholera, Ori, ja się chyba staczam przez tego faceta.
Jakby chcąc potwierdzić swoje słowa, pociągnęła duży łyk wina. Skrzywiła się nieco, czując jak ciepło, które, wbrew jej oczekiwaniom, wcale nie było przyjemne, rozlewa się po jej zaciśniętym nieco przez emocje gardle. Wzięła głęboki wdech, a potem wypuściła z siebie nieco drżący wydech. Musiała się uspokoić, zapomnieć na chwilę o tym wszystkim, również o samym Retrysie. Dlatego też postanowiła włączyć radio, które jednak najwyraźniej też postanowiło mocno w nią uderzyć.
When I was young, I never needed anyone... — zaczęła śpiewać z odbiornika Céline Dion, a Michelle jedynie przeklęła pod nosem. 
No tak, oczywiście. Z całą jej miłością do głosu i podziwem do zdolności wokalnych kanadyjskiej piosenkarki, nauczycielka naprawdę nie potrzebowała teraz do szczęścia tak rzewnej piosenki. Mimo wszystko nie zmieniła jednak stacji radiowej, a zamiast tego w ciągu kolejnych niecałych czterech minut piosenki pociągnęła kilka kolejnych dużych łyków alkoholu (co wymagało również szybkiego uzupełniania kieliszka) i, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, prawdopodobnie się upić. 
Wystarczy chyba powiedzieć, że ostatnie kilka wersów piosenki wyśpiewała już wraz z wokalistką czy, mówiąc dokładniej, spróbowała wyśpiewać, bo już po pierwszych sylabach zaniosła się szlochem. Orion, najwyraźniej zażenowany jej marnym i zupełnie nieplanowanym odtworzeniem kultowej sceny z „Dziennika Bridget Jones”, podniósł się szybko i uciekł do kuchni. 

czwartek, 20 maja 2021

Od Retrysa CD Michelle

    Łóżko skrzypnęło po raz ostatni, gdy oboje padli ciężko na pościel. Oddychali szybko i głośno, zwłaszcza Retrys, który to zdawał się zakłócać własne myśli. Dopiero teraz zaczął pojmować to co się stało. Wszystkie te emocje, strach, ulga, radość, podniecenie, nawet ból doszczętnie splądrowały mu umysł. Nie był w stanie przypomnieć szczegółów. Doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie uprawiali seks. Nie potrafił jednak ułożyć w głowie planu wydarzeń. Doszukał się jedynie kilku obrazów, krótkich scenek: para wydobywająca się z czajnika, lekko drżąca warga Michelle, jej plecy w korytarzu, ubrania na podłodze, nagie piersi, przyjemność i sufit w który wpatrywał się od kilku długich sekund.

czwartek, 15 kwietnia 2021

Od Michelle CD. Retrysa

 [Jeśli ktokolwiek zamierza to czytać, to niech czuje się ostrzeżony, że opowiadanie później nabiera treści erotycznych.]
Kolejne kilka godzin w pamięci Michelle zlewało się w jedną wielką ciemną masę. Musiała się mocno wysilić, by rozdzielić jedno wydarzenie od drugiego, a i tak wspomnienia te nie były tak wyraźne, jak by tego chciała.
A może tak właśnie powinno być? Może tak jej umysł radził sobie z, bądź co bądź, dość nieprzyjemnymi i stresującymi wydarzeniami? Może to była jakaś trauma, pewnie niekoniecznie duża, ale jednak istniejąca.
Cholera, nie znała się na psychologii.
Gdy tak teraz nad tym myślała, nie była do końca pewna, jak udało im się uciec. Pamiętała, jak tamta pieprzona kupa mięśni biła Retrysa  jego własnym pistoletem. W pewnym momencie już nie wytrzymała i wykrzyknęła coś, za co wymierzony jej został policzek. Drwiono też z niej. Z nich.
„Żal ci tego próchna? Czyżby tatuś?”
Widziała, jak Retrys krzesłem uderza przeciwnika w głowę, skutecznie go ogłuszając. A może zabijając? Czy w ten sposób dało się kogoś zabić? Nie wiedziała i podejrzewała, że gdyby miała pewność, że jeden z Bestii już gryzł piach, nie byłoby jej szczególnie go żal. Nie po tym, co zrobił Ursusowi.
Potem rozpętało się prawdziwe piekło. Calaney uderzył obu członków wrogiego gangu, podczas gdy ona walczyła z oplatającymi ją więzami, co szybko okazało się być walką z wiatrakami. Znowu mogła jednak liczyć na względne opanowanie i siłę fizyczną swojego partnera — Retrys wyłamał szczeble drewnianego krzesła. Gdyby okoliczności były inne, pewnie byłaby pod dużym wrażeniem wyczynu mężczyzny. Wtedy myślała jednak tylko o jednym: musieli uciekać.
Słyszała wystrzały. Myślała, że żaden z nich ich nie dosięgnął. Spadli z jakiegoś pagórka, lecz udało jej się zatrzymać ich pęd. Potem zobaczyła to, co chyba teraz pamiętała najwyraźniej: szkarłatnoczerwoną plamę rosnącą na trawie. Krew.
Straciła głowę. No cóż, biorąc pod uwagę okoliczności, miała szczęście, że tylko w przenośni.
Zaczęła panikować. Nie kontrolowała już nic: słów wypływających z jej ust, szybkości i rytmu swojego oddechu, tego, że zaczęło jej ciemnieć przed oczami. Chyba miała łzy w oczach, może nawet i udało im się popłynąć, sama nie była tego pewna.
Jakimś cudem Retrysowi udało się ją uspokoić, mniej lub bardziej.
Niedługo później siedzieli już w samochodzie, a Michelle walczyła z mdłościami. Nie była pewna, czy to efekt jedynie jej choroby lokomocyjnej, czy też jej organizm domagał się prawa do fizycznego odreagowania wszystkiego, co miała już za sobą. Tak czy siak, do siedziby gangu na szczęście dojechała, nie pożegnawszy się z zawartością swojego żołądka.
„Doktorek”, starszy już mężczyzna z długą siwą brodą, stanowiący zaskakującą mieszankę harleyowca i Świętego Mikołaja, zajął się wszystkimi obrażeniami Retrysa, szczególną uwagą obdarowując ranę postrzałową. Partnerka barmana oczywiście wolałaby, żeby zajął się nim prawdziwy lekarz, lecz nie miała pojęcia, jak mieliby wytłumaczyć w szpitalu najprawdziwszą ranę postrzałową.
W tym czasie Blaidd, nie chcąc być tego świadkiem, odbywała rozmowę z Jokerem.
Znowu wylądowali w samochodzie. Kobieta podała kierowcy swój adres. Retrys, być może nieco otępiały po otrzymaniu pokaźnej dawki leków przeciwbólowych, nie protestował.

wtorek, 23 marca 2021

Od Retrysa CD Michelle

    Po chwili mroczki zaczęły ustępować, przypominając na chwilę pozbawionemu świadomości Retrysowi o sytuacji, w której się znalazł. Wiedział, że szedł cały ten czas szarpany przez ogromnego napastnika, nie wiedział natomiast kiedy znalazł się w pogrążonym w półmroku pomieszczeniu.     Rozejrzał się mętnym wzrokiem po jego wnętrzu, szarych betonowych ścianach pozbawionych okien, gołej ziemi, jednej jedynej lampie wiszącej z sufitu oświetlającą nieprzyjemnym żółtym światłem stolik i kilka krzeseł. Cała ta sceneria przypominała barmanowi scenografię filmu grozy niż coś realnego. 
    Krzesło zajęczało pod jego ciężarem, gdy ten został pchnięty na mebel. Dopiero po chwili odzyskał jasność umysłu faktycznie rozumiejąc co się dzieje. Niespodziewanie jego ciało przeszył dreszcz, głęboki niepokój, strach. Najzwyczajniej w świecie, po ludzku, zaczął obawiać się o swoje życie i zdrowie. Nie miał pewności skąd wziął się ten mężczyzna, czego chciał i czy na pewno był jakoś powiązany z dłużniczką, choć wszystko na to wskazywało. 
    Czując jak gruby sznur oplata mu nadgarstki miał tylko nadzieję, że Michelle była bezpieczna, że udało jej się uciec. Wciąż był zły i rozżalony, ale w tamtym momencie wszystkie złe emocje popadały w niepamięć, liczyło się wyłącznie jej bezpieczeństwo, które dawały mu także nadzieję, że gang go odbije. Nie minęła chwila, gdy skrzypiące drzwi uchyliły się, do środka, o zgrozo, weszła właśnie Michelle. 
    Nie, nie, nie, nie… — zajęczał w duchu czując jak żołądek podjeżdża mu do samego gardła. Stłumiony grymas wzmagającego się z każdą chwilą strachu i lęku o bezpieczeństwo ukochanej kobiety boleśnie naciągnęło skórę na opuchniętej już twarzy mężczyzny. Gdyby kazano ubrać mu w słowa to co czuł widząc lufę glocka wycelowaną między łopatki kobiety, zwyczajnie nie powiedziałby nic.     Intensywności targającymi nim emocji nie dało się wyrazić w żadnym znanym ludzkości języku, Byłby znacznie spokojniejszy wiedząc, że ta ukrywa się, że jest bezpieczna, ale nie była, co zaprzątało mu umysł. Z trudem pozostawał spokojny wiedząc, że tylko to może jakkolwiek ją ochronić. Zdobył się jedynie na jeden dziecięco zlęknione i błag spojrzenie w równie wystraszone oczy Blaidd.

środa, 17 marca 2021

Od Michelle CD. Retrysa

Melodyjka, dzwonek telefonu, była zdecydowanie zbyt wesoła, zwłaszcza jak na grobowy nastrój, który od poprzedniego wieczoru panował w mieszkaniu panny Hobart. Brutalnie przecięła ciszę, która, choć w żaden sposób nie była komfortowa, dawała kobiecie jakikolwiek spokój. Wywróciła oczami i sięgnęła po komórkę. Odepchnęła w głąb umysłu głupią myśl, że to może dzwonić on.
Nie wiedziała, czy świadomość tego, że miała rację, bardziej ją złościła, czy smuciła.
— Do mnie — warknął głos po drugiej stronie linii, nie czekając nawet na chociażby jakieś „halo” z jej strony, świadczące o tym, że rzeczywiście go słucha. Od razu po tym się rozłączył.
— Joker, jak zawsze czarujący — prychnęła sama do siebie, delikatnie odpychając od siebie Oriona, który do tej pory w najlepsze spał sobie u jej stóp.
Pies jedynie posłał jej rozkojarzone spojrzenie, ziewnął, zmienił pozycję o kilka milimetrów i wrócił do krainy sennych marzeń. Jego właścicielka nie miała jednak czasu nawet na to, by ziewnąć. Musiała się spieszyć. Przywódca gangu nie tolerował spóźnień i nic nie wskórało się u niego tłumaczeniem, że tak naprawdę nigdy nie umawiał się ze swoimi podwładnymi na konkretną godzinę.
Wyglądała tragicznie. Miała na sobie jedynie bieliznę i luźną podkoszulkę — jego podkoszulkę, jak po chwili spostrzegła — czyli to, w czym zamierzała położyć się do łóżka. Makijaż zmyła z twarzy już dawno temu, a włosy związane były w luźnego koka, który może i był praktyczny, ale na pewno nie elegancki.
Musiała wyglądać jak najlepiej. On mógł tam być, czy to stojąc za barem, czy przebywając akurat w siedzibie gangu. Ba, istniało pewne prawdopodobieństwo, że przy tym nowym zadaniu mieli znowu współpracować. Choć narobili trochę zamieszania, ostatnim razem poszło im przecież naprawdę dobrze.
Chyba jeszcze nigdy w życiu aż tak szybko nie rzuciła się w kierunku szafy i, później, drzwi od łazienki. Mogła być nieco spóźniona, ale na pewno musiała wyglądać tak, by Retrys od razu pożałował swojego idiotycznego zachowania.

środa, 10 lutego 2021

Od Retrysa CD Michelle

    Zapadła głęboka cisza, której jedyną racją bytu zdawał się być fakt, że słowa Michelle odbiły się od świadomości barmana. Przez ułamek sekundy był o krok przed wyjawieniem jej wszystkich swoich motywacji, spełniania jej prośby, zrzucenia z siebie tej gryzącej niepewności. Zapewne by to zrobił gdyby tylko był tylko w stanie wyrazić to jednym słowem, gdyby wstyd, a może nawet duma nie trzymały jego języka na uwięzi, by ten przypadkiem nie odsłonił swojej nieporadności i obaw. Najpewniej jeszcze tego wieczora siedzieliby razem na kanapie, oglądając film z kubkiem herbaty w ręku, komentując zawiłości fabularne czy ignorując ekran Retrys z większą dozą współczucia i zrozumienia wysłuchał szczegółów draśniętej ledwie historii o napastliwej uczennicy. Rzeczywistość jednak była z goła inna. Jedynym dźwiękiem przebijającym się przez zaległą ciszę był nieco nerwowy oddech kobiety. Calaney stał jednak jak słup wsłuchany w odbijające się echem w jej głowie „wyjdź”, oczami duszy widział wystrzelony w stronę drzwi palec, choć w rzeczywistości wszystkie one kurczowo przylegały go kudłatej sylwetki Oriona.
    To właśnie to jedno słowo, rozkaz wypowiedziany w tak stanowczy i ostry sposób ocuciły go. W ułamku sekundy pożałował swojej uwagi, uwagi, która w oczywisty sposób miała pozwolić mu sobie ulżyć, nie zważając na to, jedyne wypowiedziane przez niego zdanie okaże się dla niej ostrzem noża. Zawahał się, po raz kolejny czując zryw, by ją przeprosić, opowiedzieć co działo się przez te trzy dni, co tak okrutnie nadwyrężyło jego psychikę, jednak i tym razem zryw nie zdołał zerwać łańcucha, który na powrót uśpił wszelkie emocje.
    Ze spokojem na twarzy spojrzał na blondynkę, której oczy zeszkliły się łzami błyskającymi złością i żalem. Rozsądek kazał mu spełnić polecenie nauczycielki nie tyle z obawy przez kobiecymi emocjami ile szacunek, chciał dać jej czas, by ochłonęła, działanie w emocjach w końcu nie przynosiło niczego dobrego, o czym zdążył się przekonać w ciągu ostatnich kilku dni.
Dźwięk zamykających się drzwi wypełnił go dziwnym uczuciem spokoju, ale i pustki. Nie czuł się z tym dobrze, nie mógł, nikt nie mógł.
    Retrys wziął głęboki wdech, wypuszczając powoli powietrze przez nos, rozglądając się przy tym po klatce schodowej zdającej się nieść we wszystkich kierunkach głos Michelle. Schodząc po schodach, słyszał każdy krok, otarcie podeszwy buta o stopień czy chociażby odbijające się echem westchnienie, zawsze go to irytowało. Wysokość budynku jedynie wzmagała wszystkie dźwięki wwiercające się w głowę. Jak gdyby tego było mało, na jednym z półpięter natknął się na starszą kobietę, w której od razu rozpoznał staruszkę z opowieści nauczycielki, a to wszystko za sprawą niewielkiego pudla stojącego u jej boku.
    — Co tam się dzieje, co to za krzyki? Słychać was w całym bloku — spytała z wyrzutem, sama nie szczędząc głosu. — Możecie się następnym razem kłócić trochę ciszej. Fifi się denerwuje — pochyliła się nad wyraz dziarsko, głaszcząc swojego białego towarzysza.