poniedziałek, 21 grudnia 2020
od Vanyi cd. Johnniego
niedziela, 20 grudnia 2020
Od Retrysa do Michelle
sobota, 19 grudnia 2020
Od Valeriana do Vanyi
środa, 16 grudnia 2020
Od Shaylyn cd Christiana
Shaylyn odwróciła się i jej spojrzenie napotkało Colina stojącego za nią.
- Zaraz wracam –powiedziała do ciemnowłosego, po czym dodała mało pewnie – zaczekasz?
Chłopak kiwnął sztywno głową jakoś dziwnie się spinając. Uśmiechnęła się lekko do niego, po czym odwróciła się i podeszła do chłopaka stojącego dalej. Zbliżając się do niego zaplotła ręce na piersi i unosząc brew widząc jego sugestywny uśmiech, który nie wiedziała skąd się wziął.
- Przestań tak się szczerzyć bo ci zęby wypadną. Możesz się już zabrać i zająć własnym życiem –powiedziała stając przed blondynem.
- Twoje jest o wiele ciekawsze – powiedział z powagą na twarzy, zerkając nad ramieniem dziewczyny.
- Mam ci przypomnieć, że całkowicie wystarczy mi dwóch facetów chcących kontrolować moje życie? Z czego jeden wciąż robi to z sądowym wyrokiem trzymania się ode mnie z daleka…
- Dobra dobra, zrozumiałem. Spadaj do tego swojego facia – powiedział całując ją w policzek, a dokładniej praktycznie przy kąciku ust. Dziewczyna stała zaskoczona, podczas gdy on zerknął dyskretnie za nią. –Tak jak myślałem, krew jasna go zalała – zaśmiał się, sprawiając, że w końcu zrozumiała co on wyrabia. – Chyba masz tu zazdrośnika. Leć do niego, a ja poczekam na ciebie to wrócimy razem. Tak wiem, jesteś dużą dziewczynką, więc jak wolisz to wytłumacz sobie, że ja się boje wracać samemu, aby nie ucierpiała twoja godność.
Pokręciła jedynie głową i postukała palcem w czoło. Czasem naprawdę nie miała do niego siły. Świetnie się bawił, gdy widział chłopaków zazdrosnych o niego. Tak nieświadomych, że zagrożenia z jego strony w ogóle nie ma. W dodatku wiedział, że tak twarda laska jak ona, nie pozwoli już aby ktoś tak bardzo wpływał na jej życie. Nie po tak toksycznej relacji, z której wyszła. Nie zmieniało to faktu, że niesamowicie się o nią martwił. I poprzysiągł sobie odganianie wszystkich lamusów nie wartych jej. Tu musiał się jeszcze przekonać, co z nim zrobić. Shay odwróciła się od niego przygryzając wargę, aby się nie zaśmiać z działań Colina.
- Będę czekał, bella! –Krzyknął jeszcze za nią, na co nie wytrzymała i jednak parsknęła śmiechem.
Szybko jednak się uspokoiła i kiedy stanęła przed Julianem była już całkowicie opanowana. W niezbyt jasnym klubie dostrzegła doskonale zarys jego zaciśniętej szczęki. Widziała jak bardzo był spięty. Nie rozumiała tylko dlaczego. W końcu nie wiedzieli o sobie za wiele, na dobrą sprawę mogło się okazać, że Julek był już zajęty. Każde z nich mogło mieć na przykład jakieś zobowiązania, oczywiście te poza klubowe. A dziewczyna naprawdę chciałaby go poznać, mimo że nie przyznałaby tego na głos.
- To co… Idziemy tańczyć? – Zapytała jakby nigdy nic.
- A twój koleżka nie będzie miał z tym problemu? – Jego ton w dalszym ciągu był niesamowicie oschły i zawierał jakby nutę sarkazmu.
Czyżby Colin miał rację i chłopak by o nią zazdrosny? Stwierdziła, że daruje sobie rozmyślanie nad tym i nie będzie dłużej prowokować go. Nie widziała w tym najmniejszego sensu.
- Raczej nie. Poza tym z naszej dwójki, to z tobą wolałby się umówić – powiedziała z powagą, klepiąc go po ramieniu. – Z resztą pytał o ciebie…
Julian patrzył przez moment na nią z dezorientacją, aż w końcu do to niego dotarło. Początkowe napięcie przeistoczyło się w zupełne zaskoczenie. Nieświadomie zrobił niesamowicie przezabawną minę i dziewczynę wiele kosztowało zachowanie powagi. Jednak w końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Szczerym, najprawdziwszym śmiechem, którego tak dawno nie używała. Na twarzy ciemnowłosego odnotowała jakiś nieodgadniony wyraz twarzy. Pokręciła głową, łapiąc Juliana za dłoń.
- Chodź tańczyć Julek i nie marnujmy więcej czasu –powiedziała ciągnąc go za sobą. – Noc już nie będzie młodsza.
W końcu stanęli na parkiecie wśród bawiącego się tłumu. Shay pokręciła zachęcająco biodrami, stając naprzeciwko niego. Chłopak obrócił nią szybko, jednocześnie uważał aby się nie potknęła. Jeśli miło jej się tańczyło wolnego z nim, ale teraz bawiła się świetnie. Mimo dość później pory, nie czuła całkowicie zmęczenia. Wciąż była zaskoczona jak bardzo grzecznie Julian się zachowywał. Jakoś jego zachowanie względem niej nie pasowało jej do chłopaka, na którego wpadła. Nie że nie była zadowolona z tego. Wręcz przeciwnie, dawno nikt nie traktował jej tylko jak kawałek mięsa. W pewnym momencie ponownie poleciała jakaś wolniejsza melodia, a chłopak przyciągnął ją bliżej siebie, kładąc ręce na jej biodrach. Jej dłonie wylądowały na jego karku.
- Kim jest dla ciebie ten blondas? – Zapytał, jakby nie dawało mu to spokoju.
-Ten ‘’blondas’’ to mój najlepszy przyjaciel od dziecka. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć i że zawsze będzie po mojej stronie. No prawie zawsze bo nie wchodzi w konflikty z moim bratem… Boi się go, jak całkiem sporo osób. Colin to świetny chłopak, ale jak już wspominałam, on woli facetów. No cóż… Nie ma ideałów –mówiła to bawiąc się bezwiednie jego włosami, przeczesując je. Po chwili jednak zorientowała się co robi i zaprzestała tego natychmiast. –Mam nadzieję, że nie masz problemów przez tą przerwę… Byłabym na siebie niesamowicie wściekła, gdyby okazało się, że przeze mnie problemy.
- No wiesz, gdybyś mnie nie powstrzymała, to pwenie bym mu przywalił. Wtedy napewno miał bym kłopoty.
-Gdyby nie ja, dalej byś grzecznie pracował. Nie myślał byś nawet o walnięciu go.
Chłopak zaśmiał się szczerze, ponosząc jedną rękę, aby odgarnąć jej zabłąkane pasmo za ucho.
- Nie, o tym prędzej czy później sam bym pomyślał -powiedział poważnie po chwili zastanowienia, czym ponownie wywołał śmiech dziewczyny.
- Wiedziałam, że jesteś bad boy -parsknęła patrząc mu w oczy.
Christian?
(868 słów)
wtorek, 15 grudnia 2020
Od Hardina cd Amary
poniedziałek, 14 grudnia 2020
Od Annabell
piątek, 11 grudnia 2020
Od Johnniego CD Vanyi
czwartek, 10 grudnia 2020
Annabell Aurora Collins
Dane | Annabell Aurora Collins
- Marrie Collins- babcia dziewczyny. Wspaniała kobieta, będąca równie postrzelona co jej wnuczka. Powierniczka jej najgłębszych sekretów i jedyna osoba, która nie wacha się sprowadzić jej na ziemię. Mimo osiemdziesięciu dziewięciu lat jest naprawdę energiczną osobą, chętną na wszelkie wojaże, przez co musi być pilnowana przez resztę rodziny.
- Edward Collins- piędziesięciosiedmioletni ojciec biznesmen. Mężczyzna o surowych zasadach, jednak nigdy nie był za srogi dla swoich dzieci. Dbał aby być obecnym w ich życiu i o ich edukację. Uczestniczył w rodzinnym życiu mimo napiętego grafiku i tak zostało do dziś.
- Anna Collins- piędziesięciopięcioletnia matka, będąca strażniczką domowego ogniska. Czasem trudno jej znieść kolejne pomysły córki, jednak nie powstrzymuje jej wiedząc, że i tak zrobi co ze chce. Chce tylko jej sczęścia.
- Chris Collins – trzydziesopięcioletni mężczyzna, będący najstarszym bratem dziewczyny. Najspokojniejszy z całej trójki. Ojciec pięcioletniej, przeuroczej dziewczynki Julie i mąż Eidth.
- Alexy Collins- trzydziestoletni brat, zachowujący się czasem jak dziecko. Ma za sobą przeszłość kryminalną i przez niektórych (głownie wujostwo) uważany jest za czarną owcę rodu.
- Xavier Ravenwood, Sara Moris, Megan Fallon i Jack Devis – dawna paczka przyjaciół, z którymi wyruszała w podróż. Znają się jeszcze od podstawówki, ale dopiero w ostatniej klasie szkoły średniej zaczęli się przyjaźnić. Po wyjeździe dziewczyny na studia kontakt trochę osłabł, ale całkowicie straciła go z Xavierem po śmierci Sary. Po powrocie odnowiła znajomość z Meg i Jackiem.
- Od dziecka kocha jazdę konną, którą ćwiczyła z dziadkiem. Do dziś w wolnych chwilach jeździ do stajni za miastem.
- Jej sposobami na spędzenie wolnego samotnego wieczoru są książki, filmy, seriale lub malarstwo.
- Co już wcześniej parę razy padło jej największą pasją są podróże. I czy to zwykły wyjazd do miasta obok czy kraj na drugim końcu świata będzie to dla niej inspirująca podróż. Uwielbia w tym wszystko. Od planowania, po nie spodziewane wypadki po drodze i same wędrowanie w nieznane. Przez to narodziły się też kolejne pasje.
- Jedna z nich to fotografia, która uwiecznia wszystkie wyjazdy na wypadek sklerozy.
- To co lubi przywozić z wyjazdów to przepisy i tu kolejna pasja jaką jest gotowanie.
- Studiowała zaocznie pielęgniarstwo, jednak stwierdziła, że chyba się do tego nie nadaje.
- Zadawanie się z chłopakami przymusiło ją do poznania męskiego tematu jakim jest motoryzacja i budowa silnika. Stąd potrafi całkiem sporo napraw przeprowadzić sama.
- Nie przepada z romantycznymi filmami i całą otoczką Walentynkową. Ogólnie uważa, że Walentynki są teraz jedynie komercyjnym szajsem.
- Ma uczulenie pomarańcze.
- Miewa ataki paniki.
- Nie boi się pająków i horrorów.
- Przez ostatnie sześć lat mieszkała w Nowy Jorku, a po powrocie tu zaczęła pracować w swojej dawnej szkole.
wtorek, 8 grudnia 2020
Od Vicktorii cd Alice
W taki oto sposób, który wyglądał bardziej że czekanie na sąd ostateczny, spędziłam bitą godzinę na słuchaniu rosłych mężczyzn, którzy nie tyle, ile się żalili, a wręcz chwalili, kto ma większe problemy, co jakiś czas przekrzykując innego rozmówcę w tej grupie. Widząc idealną okazję, oznajmiłam, że muszę skorzystać z toalety, co oczywiście równało się z moim odejściem od tej biesiady, ale czy muszą o tym wiedzieć? I tak zapomną, że wyszłam z lokalu, ba śmiem twierdzić, że nawet nie będą pamiętać, że tam z nimi dłużej siedziałam. Zaśmiałam się pod nosem, skręcając we wnękę, gdzie znajdywały się drzwi do oddzielnych toalet. Weszłam do kobiecej, a tam oparłam się o blat umywalki, spoglądając na siebie w lustrze. Przeczesałam włosy palcami, wyobrażając sobie Hutchinsa nazajutrz, kiedy to mieliśmy spotkać się u mnie na maraton starych, porządnych filmów akcji. Kogoś na pewno będzie coś bolało. Przemyślenia jednak przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Na ten odgłos, jakby na wystrzał, puściłam wodę i zaczęłam myć ręce, co chwilę ukradkiem spoglądając w lustro, by zobaczyć, kto taki wszedł do mojego tymczasowego sanktuarium. Długo nie minęło, aż ujrzałam odbicie persony, którą tak bardzo się zdziwiłam. Czym prędzej zakręciłam kran i odwróciłam się w jego stronę, bo był to nie kto inny, a Boris. Od momentu naszego spotkania wiedziałam, że coś do mnie ma, ale żeby na tyle, że wchodzi do publicznej, damskiej toalety? Żałosne.
- Co tutaj robisz? - zapytałam, opierając się o blat, krzyżując przy tym ręce - Myślałam, że męska to na prawo -wskazałam palcem na kierunek, o którym mówiłam.
- Taa widzisz - uśmiechnął się szarmancko - Ja niekoniecznie tu pod pretekstem załatwienia się -mówiąc to, zaczął się powoli do mnie zbliżać - Denerwują cię, prawda? -uniósł delikatnie brwi, oczekując tym samym odpowiedzi.
Cicho westchnęłam, dotykając jego klatkę piersiową, tym samym informując, by nie więcej nie zbliżał. O dziwo przystał na mój rozkaz, cofając się o dwa kroki.
- Może i denerwują, może nie... co ci do tego? -chrząknęłam, podchodząc do drzwi - Jeżeli jednak mam odpowiedzieć, to tak, denerwują, a że ty jesteś jednym z tej zgrai to.. -zamilkłam, przyglądając mu się od góry do dołu - Sam sobie dopowiedz, kim jesteś dla mnie -uśmiechnęłam się fałszywie i wyszłam z pokoju, a następnie z całego lokalu łapiąc za czarny, długi płaszcz i kapelusz.
Wyszłam na ulicę, która już o tej porze robiła się jeszcze bardziej zatłoczona, bo to i ludzie wracają z pracy, jak i idą na imprezy. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak ja nie chce robić tego samego co inni? Bawić się, szaleć, a co najważniejsze - ryzykować? Odpowiedź była prosta i wszystkim znana, albowiem nie jestem wszystkimi, a tylko i wyłącznie sobą, czarną owcą spośród tłumu. Poprawiłam kapelusz, łapiąc za jego rondo i skręciłam w lewo. Zebrało mi się na odstresowanie poprzez spożycie alkoholu, przez to, jak długo oglądałam tych półgłówków, nie miałam jednak chęci zaczynać tego z nimi. Moim celem padł bar oddalony od tego miejsca trzema ulicami, więc wcale nie było tak daleko, a na dodatek jeszcze bliżej do mojego domu. Na samą myśl uśmiechnęłam się w duszy. Wcisnęłam dłoń do wewnętrznej kieszeni płaszczu w celu wyszukania charakterystycznej paczuszki, jakim było opakowanie papierosów. Na ślepo je otworzyłam i muskając zawartość palcem, wyliczyłam ilość gilz z tytoniem w środku, a następnie dotknęłam tą samą ręką ust. Ktoś pewnie powie, że to, co zrobiłam dziwne, być może większość zapytanych, ale można powiedzieć, że właśnie w ten sposób się powstrzymuję przed wyciągnięciem i zapaleniem jednego z nich. Zdecydowanie muszę to rzucić, ale w takim razie jak będę wytrzymywać tych dziwnych ludzi? Bez sensu.
Szłam jedną z tych ciemniejszych, a przynajmniej spokojniejszych uliczek, które doprowadzają do charakterystycznego budynku, a właściwie wejścia do tak zwanej Ciemni, w której to rozbudował się bar „Lazlo". Na samo zobaczenie wielkiego neonowego szyldu wyjętego z lat 80 od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Tak dawno tu nie byłam, że to aż okropne! Przyśpieszyłam więc kroku, aby nie odwlekać wspaniałego spotkania. Coś jednak przerwało mi tę urokliwą scenkę, dokładniej dziwne odgłosy dochodzącej z prawej strony, gdzie mieszczą się starsze kamienice.
- Ehh zamknijcie się -mruknęłam cicho do siebie, zwalniając trochę tempo.
Jednakże słowa, które dobiegły z tej samej wnęki parę sekund po tym, jak powiedziałam, żeby zamilkły, poruszyły mnie. "Pomocy! Niech ktoś mi pomoże" - było to krótkie, ale donośne, po czym zamilkło, jakby osoba, która je wykrzyczała, została znokautowana albo wsadzona do czarnej furgonetki. Zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam za siebie, odwracając się tułowiem w tamtym kierunku, lecz jak wcześniej to było, nikt stamtąd nie raczył się ukazać. Westchnęłam ociężale i już miałam wrócić na swój radosny, pełen szczęścia, alkoholu i papierosów tor, ale głos znów powrócić. Zacisnęłam zęby, walcząc ze sobą w myślach. Nie chciałam sobie psuć chwili, tym bardziej że cały dzień był jak z horroru, ale nie dawało mi to spokoju. Z wielkim rozgoryczeniem w głosie podczas jęku odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wnętrza uliczki. Gdy stanęłam w wejściu, będąc częściowo oświetlana przez jarzące neony, wymruczałam:
- Jak już macie kogoś zabić lub uprowadzić róbcie to w innych uliczkach, a nie przy barze -mówiąc te rzeczy oczywiście, że zwróciłam ich uwagę.
Zaczęłam się im przyglądać. Dwóch mężczyzn, jeden trzymał ręce młodej dziewczyny, przyciskając ją tym samym do ściany, drugi natomiast stał obok z papierosem w ustach, trzymając w ręce nóż myśliwski. Uniosłam brew w geście zdumienia, po czym złapałam się za skronie.
- Posłuchajcie... - zaczęłam - zostaliście złapani na gorącym uczynku bla bla -kontynuowałam, zaznaczając tym samym koła wolną dłonią - wypuście ją czy coś -spojrzałam powtórnie na nich.
Chwilę stali zdezorientowani, po czym ten, co trzymał dziewczynę, wyprostował się i wyszepnął coś do swojego kumpla, a następnie podtrzymał rozmowę.
- Kim ty w ogóle jesteś, żeby nam rozkazywać, co, Piękna? -uśmiechnął się, oblizując przy tym delikatnie wargi.
- Wiesz, co mówisz bro, ta będzie moja -odezwał się drugi, dotykając krańcem ostrza policzka -No dalej, zabawimy się trochę... -puścił mi oczko, na co obydwoje się głośno zaśmiali.
Przekręciłam oczami i zaczęłam powoli do nich podchodzić, mając przy tym dłonie schowane w kieszeniach. Niestety, ale nie wiedzieli, w co się pakują. Może i nie jestem jakoś wyćwiczona w sztukach walki albo w ogóle w samoobronie, ale życie w tak fałszywej rodzinie z różnymi przekrętami i niebezpieczeństwami nauczyłam się jednego - broń się nawet za cenę życia. Dobrze, że nie ma powiedziane którego. Na same wspomnienie o tym kąciki ust same mi się uniosły. Stanęłam gdzieś dwa metry przed nimi, na co ten z bronią podszedł do mnie i zaczął mnie oglądać ze wszystkich stron, krążąc wokół mnie, jakby był jakimś sępem, a ja padliną.
- Grzeczna dziewczynka -zarechotał, stając po mojej lewej, odwracając tym samym głowę do kolegi -Widzisz? Już jest mo--
Nie zdążył dokończyć swojego zdania, ponieważ uderzyłam go z całej siły telefonem w skroń. Ten przez szok i ból obił się o ścianę i padł na kolana, niedługo po tym łapiąc się za głowę. Uderzyłam go na tyle mocno, że zaczęła sączyć się krew.
- Ty s*ko -krzyknął, znów sprawdzając rękę, która już cała była od krwi -Martin bierz ją, a nie stoisz jak debil! -warknął do kolegi, na co ten, pomimo większej postury, posłuchał się i puścił dziewczynę.
Podbiegł do mnie z zamiarem uderzenia mnie, co jednak mu się nie udało ze względu na mój refleks. Odsunęłam się, dając mu przeszkodę pod nogi, przez co się przewali. Ze spokojem podeszłam do krwawiącego i chwyciłam za nuż, który zaraz przy nim leżał. Obejrzałam go dokładnie, a następnie kopnęłam mężczyznę w twarz, a kiedy odbił się od ściany, złapałam go za włosy i przyłożyłam ostrze do szyi, patrząc mu głęboko w oczy swoim oziębłym spojrzeniem.
- Nie lubię się powtarzać, więc powiem to raz -zaczęłam, zbliżając się twarzą do niego -Albo się stąd teraz wyniesiecie, albo nawet w kostnicy nie dadzą rady was rozpoznać -wyszeptałam, szarpiąc go przy tym.
Mężczyzna złapał się za lekko zranione gardło i z zaciśniętymi zębami zawołał przyjaciela, uciekając przy tym w popłochu. Ociężale spuściłam rękę wzdłuż ciała, wypuszczając powietrze ustami. Wtedy usłyszałam cichy szloch za sobą. Podniosłam głowę i spojrzałam przez ramię w kierunku, z którego się wydobywał. To ta dziewczyna. Siedziała skulona pomiędzy czarnymi workami pełnych śmieci. Zerknęłam w stronę wyjścia, w którym było widać światło pochodzące z baru.
- Nic tu po mnie -wyrzuciłam nuż przed dziewczynę, sama kierując się do wyjścia, ta jednak zatrzymała mnie swoim zachrypniętym głosem.
- Nie zostawiaj mnie -zaszlochała raz jeszcze.
Stanęłam, zastanawiając się przy tym, co mnie tak ukarało, że zawsze zdarzają mi się jakieś posrane historie. Odchyliłam głowę do tyłu, spoglądając na zachmurzone nocne niebo.
- Jak tak bardzo nie chcesz być sama, to chodź do baru -rzekłam, ruszając się ponownie z miejsca.
Szłam powoli, czekając na dziewczynę i jej decyzję, a kiedy myślałam już, że nie nadejdzie, usłyszałam za sobą niechlujne kroki. Przymknęłam oczy, skręcając w stronę budynku, albo inaczej - oczekiwanego szczęścia.
Od Vicktorii
Vicktoria O'Quinn
Dane | Vicktoria O'Quinn
Pseudonim | Przedstawia się Quinn i tak też większość do niej mówi, dla przyjaciół Toya. Oprócz tego nazywana jest Vic, Vicky, Tori czy Wdowa (głównie w szkole)Płeć i orientacja | Nigdy nie przykładała dużej wagi do swojej czy czyjeś płci, wręcz nie lubi tego stereotypowego pojęcia, co można robić, a czego nie. Sama również nie ma problemu w mówieniu o sobie w męskiej, nieosobowej lub trzecioosobowej formie, jest jednak kobietą. Jeżeli chodzi o jej preferencje, to jest aseksualna, co do romantyczności się nie wypowiada, bo i to ją niezbyt obchodzi - jeżeli będzie czegoś chciała, to zrobi jakiś krok w tę stronę. Trzeba mieć jednak w pamięci to, że patrzy na innych pod względem innym niż sam wygląd.
Wiek | 27 lat
Osobowość | Co by tu powiedzieć o tej jakże skrytej i tajemniczej osobie o pięknym imieniu Victoria? Z samego początku można podkreślić jej wręcz zabójczą osobowość, co nieraz trzeba brać dosłownie, ponieważ Vic jest nierzadko zdolna do zrobienia czegoś naprawdę głupiego, niebezpiecznego i grożącego utratą zdrowia lub życia, a to wszystko w ramach tak zwanej zabawy czy umilenia sobie czasu, tak smutnego i szarego, codziennego życia. W skrócie można nazwać ją kimś w rodzaju psychopaty lub innego człowieka z zaburzeniem osobowości, reakcji i świadomości, ale ile w tym prawdy? Sama Victoria nie chce się tego dowiadywać, bo podświadomie boi się, że skończy jak jej matka – samotna i bojąca się wszystkiego. Nie mówię jednak, że nie robiła w tym kierunku badań, bo robiła, a po werdykcie chciała sobie to wybić z głowy. Na próżno. Nie chce jednak o tym mówić przy kimkolwiek, dlatego stara się ukryć swoje odchyły, ale czasem nie daje rady, szczególnie kiedy targają nią jakieś silne emocje. Staje się wtedy nawet bardzo niebezpieczna, a ukrywanie tego wcale a wcale jej nie pomaga, lecz tak jak było wspomniane powyżej – boi się tego, boi się niekiedy samej siebie.
Odskakując trochę od tej „mrocznej" strony kobiety, pomówmy już o tych cechach, które można spotkać na co dzień wśród nas. Jednymi z takich jest jej wredna, oziębła a niekiedy i czasem nieczuła osobowość. Niektórzy zapewne powiedzieliby, że jest to ta przysłowiowa maska, która ukrywa jej najskrytsze i najcięższe momenty, ale nie jest to prawdą, przynajmniej nie do końca. Jej zachowanie objawia się bowiem tylko i wyłącznie przy najbliższych, ponieważ jak to sama tłumaczy, nie chce ich później jeszcze bardziej skrzywdzić, w ten fizyczny sposób, dlatego robi to słownie, skutecznie odpychając od siebie tych pospolitych kandydatów na przyjaciół. Co innego ma się, jeżeli chodzi o pracę w szkole, z uczniami czy nauczycielami, a nawet z ludźmi w sklepie, na ulicy bowiem dla nich jest zupełnie inna, miła czym tak często zaskakuje najbliższych. Potrafi kłamać i rozgrywać wszystko tak, aby wszystko wychodziło jej na rękę na ten temat, szczególnie jeżeli widzi w czymś lub kimś jakieś wartości, które mogą jej pomóc. Dodatkowo z tych „gorszych” cech warto wymienić jej szybką irytację, która niekiedy może prowadzić do agresji. Na szczęście rzadko kiedy używa siły na innych, ponieważ całą złość przelewa np. w uderzoną ścianę czy stłuczony wazon. Nie ma tak jednak zawsze – agresja budzi się w niej tylko w wyjątkowych sytuacjach, którymi niekoniecznie muszą być te zagrażające jej życiu. Kolejnymi złymi cechami są delikatna lekkomyślność w życiu codziennym, szczególnie jeżeli chodzi o zrobienie czegoś ot tak, bo ma taki kaprys oraz brutalność, która objawia się kiedy ktoś skrzywdzi, a przynajmniej próbował, jej najbliższych. Nie boi się wtedy niczego, a jej świadomość jest przyćmiona, wręcz nie można jej z tego stanu obudzić.
Z tych weselszych, a przynajmniej pozytywniejszych cech charakteru można wymienić coś takiego jak ogromna opiekuńczość, szczególnie jeżeli chodzi o bliskie osoby. Całkiem dziwne, co nie? W końcu odpycha od siebie wszystkich, robi wszystko, by ją znienawidzili, wręcz życzyli jej śmierci, a jednak potrafi o takich zadbać i uchronić przed każdym złem nawet za cenę swojego własnego szczęścia czy nawet życia. Sama tego do końca nie rozumie, ale niezbyt jej to przeszkadza – lubi pomagać innym i cieszy ją to, jeżeli jej się udaje. Poza tym dla swoich przyjaciół ukazuje również dobroć pochodzącą z jej zlodowaciałego, kamiennego serca, objawiającą się czułością i zmartwieniem. Właśnie to było jednym z powodów odejścia z gangu, co niezbyt ją smuci, wręcz trochę i cieszy, ponieważ w Blackwood Beast nie czuła się zbyt dobrze. Również co może zadziwić osoby, które ją poznają, wręcz, kiedy są już na pewnym etapie znajomości, to jej wielkoduszność i poświęcenie dla innych. Pomijając już jednak to, jak bardzo jest ofiarą przez wszystkich, a właściwie przez samą siebie, ponieważ robi wszystko pod wszystkich, jest również lojalna, szczera i tolerancyjna. Lojalność u niej objawia się tym, że nigdy nie zostawi swojego na polu walki, albo przynajmniej w ciemnej uliczce gdzieś we Fresno. Szczerość, jak i prostolinijność również odziedziczyła po ojcu, jednakże to chyba jedyne za co mu dziękuje. Często jest wyszczekana i odzywa się, kiedy nie powinna, skazując siebie na jeszcze większe problemy, ale również dzięki temu jest w stanie załatwić wiele spraw. Co więcej, jak to jest ze szczerością, mówi prawdę, nawet jeżeli jest ona w cholerę bolesną. Nie ma jednak nic do kłamców, ponieważ ona sama kłamie, jak tego sytuacja wymaga. O tolerancji sądzę, że nie trzeba wspominać tym bardziej, kiedy ona sama jest częścią tych, którzy chcą być tolerowani. Quinn patrzy na każdego poprzez jego charakter i zachowanie, a nie wygląd i preferencje dlatego, o ile się nie boisz, to znajdziesz przy niej wygodne, pełne ciepła, miejsce z szerokim wachlarzem wydarzeń. Tak, kłopoty często się jej uczepiają, przez co niekiedy nie może złapać tchu. Jeżeli jednak chodzi o jej pracę jako pielęgniarka, to jest bardzo rozsądna i profesjonalna. Nie wchodzi w głębsze relacje z uczniami czy nawet innymi nauczycielami - wyjątek to Pan Hutchins - ponieważ nie widzi w tym sensu, a jeżeli już do czegoś takiego dojdzie, stara się to szybko urwać. Właśnie przez to nazywają ją Wdową. Można również powiedzieć o niej, że jest bardzo dobrym, wręcz wyśmienitym słuchaczem i obserwatorem. Stara się zapamiętać wszystkie ruchy mimiczne drugiej osoby, jej słowa a właściwie przerywniki w wypowiedzi, czy też jej ogólne zachowanie i postawa. Od dziecka lubi gromadzić informacje o innych więc nie zdziw się, jeżeli po kilku latach niewidzenia się ona wspomni o czymś, co powiedziałeś x czasu temu, co było zupełnie niepotrzebne jak np. to, że przez kota szklanka z zieloną herbatą rozbiła się o podłogę. Niekoniecznie to jednak świadczy o jej niezwykłej pamięci - ma ją okropną, jednakże rejestruje wszystko, co według niej ciekawe i użyteczne.
Aparycja | Mimo bycia tak zwaną, płcią piękną, Tori mało co dba o swój wygląd. Rzadko kiedy bierze się za upiększanie się, bo po prostu tego nie czuje i nie lubi. Dlatego też nie nosi makijażu, może jednak zezwolić na zrobienie go sobie, jeżeli ktoś z jej bliskich ludzi chce na niej podszlifować swoje umiejętności. Wróćmy jednak do jej wyglądu i nie omawiajmy już tego, czego nie lubi robić ze sobą. Otóż odziedziczyła po swoim ojcu wysoki wzrost, tak samo, jak dwójka jej rodzeństwa, od których jest i tak mniejsza. Mierzy bowiem 176 cm, mając przy tym szczupłe, długie nogi. Niestety, ale dziewczyna lubi dość niechlujne pozycje jak garbienie się, przez co wydaje się nieco mniejsza i starsza, dodatkowo lubi siedzieć "po męsku", w rozkroku. Oprócz długich nóg ma również długie ręce, w szczególności palce u dłoni, gdyż najdłuższy ma około 10 centymetrów. Szczupły z niej człek, ale wcale nie oznacza to braku sił, ponieważ regularnie biega i średnio co trzy-cztery dni odwiedza pobliską siłownię. Dzięki tak regularnej aktywności fizycznej można śmiało powiedzieć, że ma dobrze wyrzeźbione mięśnie.
Zacznijmy od najwyższych partii ciała, czyli głowy. Dziewczyna posiada dobrze zarysowaną, linię szczęki, mając przy tym bardziej owalny kształt całości. Znaczną część czaszki zakrywają czarne włosy sięgające jej ledwie do wysokości ramion. Cechują się tym, że bardzo często są krzywo podcięte, a to przez to, że kiedy jej coś nie pasuje z nimi, bierze nożyczki i sama się podcina. Nigdy ich też nie farbowała, chociaż pamięta czasy, gdzie to było jej marzeniem. Oczy są w kształcie wąskiego migdału wymieszanego z tym typowo azjatyckim wyglądem ze względu na posiadane geny. Ich kolor podobny jest do tych na włosach. Niektórzy mówią, że po spojrzeniu w nie mogli ujrzeć coś w rodzaju głębi czy otchłani, która nie wiadomo czemu i jak, ale ich pociągała. Dodatkowo posiada raczej średniej wielkości nos o lekko uniesionym końcu bez garba przy nasadzie. Poniżej tak uwielbianego przez niej noska pojawiają się blade usta ułożone w taki sposób, jakby była z czegoś niezadowolona i zaraz miała coś powiedzieć. Niekiedy twarz ozdobiona jest przez okrągłe okulary w złotawym kolorze, a to przez to, że niekiedy ma problemy ze wzrokiem - do pracy zakłada soczewki. Wada nie jest jakaś wielka, ale jednak oczy o wiele bardziej się męczą.
Przechodząc do jej środkowych partii, warto nadmienić to, że gdzieniegdzie widoczne są kości pomimo tego, że kobieta ćwiczy. Głównie chodzi tu o obojczyki czy kostki w nadgarstkach albo w ogóle dłonie. Idąc jednak dosłownie w te rejony, od razu co się rzuca w oczy to jej talia – nie jest jakoś strasznie wąska, ale nie można też powiedzieć, że jest nawet minimalnie większa od normy. To odziedziczyła po swojej matce. Czego nie można pominąć, a co jest, no cóż, ważną kwestią, jeżeli chodzi o życie seksualne, to to, że jej piersi nie są zbyt wielkie, patrząc na normy wśród kobiet w bliskim do niej wieku. Nosi ona biustonosze, a przynajmniej w okresie jakichś spotkań czy uroczystości, bo zazwyczaj tej części garderoby nie ma na sobie, o rozmiarze 65C do 70C. Nie przeszkadza jej to jednak, ponieważ uważa to za olbrzymi atut.
Teraz przyszła kolej na najniższe partie ciała. Tak samo, jak piersi, jej pośladki nie są zbyt okazałe, jednakże wbrew pozorom ma je dobrze zaznaczone, a to dzięki ćwiczeniom. Jeżeli chodzi o biodra, to również nie są zbyt pokaźne, nie posiada tak zwanej talii osy, o którą tak walczą niektóre kobiety. Biodra są na mniej więcej tej samej „wysokości” co ramiona, może trochę bardziej wystające. Jak już było wspomniane wyżej, Toya posiada długie i szczupłe nogi, które idealnie sprawdzałyby się w modelingu. Sama dostawała wiele takich propozycji, ale odrzucała je ze względu na to, że nie lubi przebieranek, make-upu ani tym bardziej pracy z przeważnie zbyt dumnymi i egoistycznymi osobami. Kto wie, może to byłaby profesja idealna? Niestety już się tego raczej nie dowiemy.
To może teraz coś o jej znakach szczególnych? Trochę ich jest, więc warto je tutaj wymienić. Najszybciej rzucającym się w oczy „znamieniem” jest ogromna blizna biegnąca po prawej ręce dokładniej od części szyi przez ramię – skrawek skóry od piersi i łopatki – aż po zgięcie ręki. Blizna spowodowana była szałem matki, która w trakcie psychozy wylała na najmłodszą córkę wrzątek. Obecnie skaza stała się blada i gdyby nie jej nierówności, musiałoby się tego dopatrzyć. Oprócz tego posiada malutkie, niewyraźne blizny na kolanach, łokciach, talii czy dłoniach spowodowanych nieuważnym bieganiem i zabawą w dzieciństwie. Co również rzuca się w oczy to tatuaże: jeden biegnący przez całą długość kręgosłupa, przedstawia on coś w rodzaju pnączy z kwiatami i jakimiś znakami, a rozpoczyna się ozdobionym okiem na karku; następnymi są przeróżne tatuaże niemające ze sobą związku na lewej ręce. Jest to coś w rodzaju rękawa tyle tylko, że każdy tatuaż opowiada inną historię – czarne serca na obydwóch środkowych palcach, smok związany kującymi pnączami, twarz kobiety z rozbitą czaszką, z której wydobywają się kwiaty, odwrócony parasol z osobą w środku, rozkładający się kot, zwinięta skolopendra oraz 4 antropomorficzne postacie zwierząt w ubrankach. Dodatkowo ma dość duże znamię z lewej strony klatki piersiowej idealnie na wysokości serca.
Rodzina i przyjaciele |
- [Ojciec] Hector O'Quinn 69 lat- surowy i nieokazujący miłości ojciec, wybitny przedsiębiorca oraz człowiek zarządzający ogromną korporacją i domem aukcyjnym. Rzadko kiedy było go widać, a jak już był w domu, to zwykle kończyło się to źle. Był jednak dobry, jeżeli robiłeś wszystko, czego chciał. Można szczerze powiedzieć, że z jego głową nigdy nie było idealnie.
- [Matka] Juno Satō 57 lat- niezrównoważona psychicznie matka, która przez agresję męża zamknęła się na świat rzeczywisty, a schizofrenia wzięła nad nią władzę. W pewnym momencie próbowała zabić swoje dzieci. Koniec końców wylądowała w zamkniętym ośrodku resocjalizacji zdrowia psychicznego w stanie Newada.
- [Brat] Jasper O'Quinn 38 lat- najstarszy z rodzeństwa, dość kłopotliwy, ale umiejący podlizać się ojcu. Pracuje w okręgu ojca i jego znajomości, nie podlega mu jednak całkowicie. Odziedziczył po nim wybuchowy charakter, ale przewyższył go, mając smykałkę do interesów. Kiedy byli młodsi, często pakował się w kłopoty, a kiedy był za to karcony, odbijał swoją frustrację na siostrach, głównie na o wiele młodszej Vicky
- [Siostra] Maia O'Quinn 34 lat- drugie dziecko z tej rodziny. Jako jedyna była w miarę rodzinnych stosunkach z Vic, a to ze względu na to, że się nią opiekowała, gdy ta była mała. O wiele bardziej z charakteru przypomina ojca, chociażby z bycia oziębłą, ale po matce ma urodę. Pracuje w urzędzie, załatwiając wszystkie szemrane sprawy w rodzinie.
- [Przyjaciel] Karol Hutchins 29 lat - o ile niepewnym jest nazwanie go prawdziwym przyjacielem dziewczyny, o tyle można powiedzieć, że lubi z nią przebywać, głównie dlatego, żeby nie zrobiła czegoś głupiego. Jest nauczycielem ekonomii, a dodatkowo kieruje kółkiem dziennikarskim. Wysoki mężczyzna o zielonych oczach, jasnobrązowych krótkich włosach o dobrej budowie ciała.
Głos | 【96猫】うっせぇわ を歌ってみた
Pojazd | 2018 Toyota Tacoma Fuel Assault
Zwierzak | -
Ciekawostki |
- Prawdziwa z niej wariatka, a przynajmniej tak o niej wszyscy mówią, albowiem choruje na zaburzenie osobowości antyspołecznej, które niekiedy mylone jest z psychopatią czy socjopatią. Pierwszy poważny krok w stronę rozwoju choroby był incydent w klasie podstawowej, gdzie bez zastanowienia kilkukrotnie zbiła grupkę dzieciaków swoim krzesłem. Po tym zabrano ją na badania, ale ojciec nie chciał słyszeć o tym, że jedno z dzieci również jest niezrównoważone, dlatego rozkazał jej zachowywać się normalnie, wywołując tym samym strach przed karą. Przebadała się samodzielnie, kiedy znajdywała się na studiach, ale niezbyt bierze sobie do serca to, by się leczyć. Jak mówi - dobrze jej jak jest teraz.
- Od zawsze chciała uwolnić się od swojej rodziny, dlatego do liceum wyjechała sama do Kalifornii, gdzie wstąpiła do gangu. Żyła w nim do końca szkoły, później trafiła na studia medyczne. Gdzieś pod koniec nauki wróciła do Blackwood Beast, ale na krótko, ponieważ została 'kupiona' przez swoją rodzinę, dokładniej przez brata, który zleca jej brudne roboty, oczekując jakiś obiecujących akcji i sytuacji na jego korzyść na tym terenie.
- W szkole pracuje od półtora roku, a już ma spore grono adoratorów wielorakiej identyfikacji. Każdego jednak odsyła z kwitkiem. Dwa razy zdarzyło jej się, że ktoś się nie posłuchał, a wtedy już porządnie wytłumaczyła, że sobie tego nie życzy. Bardzo dosadnie.
- Ma nieprzyjemny nawyk palenia, głównie przy stresowych sytuacjach lub kiedy musi nad czymś pomyśleć, zastanowić się, czy też się rozluźnić. Nieraz paliła też marihuanę, ale jakoś ją do tego nie ciągnie - nie robi to u niej żadnych różnic w zachowaniu, jak to jest u większości.
- Mimo że jako tako pracuje dla rodziny, bo została przez nich wynajęta, skraca styczność z nimi do całkowitego minimum. Wie, że nie będzie w stanie się powstrzymać przed wbiciem noża w krtań lub roztrzaskaniem czaszki o metalowy uchwyt drzwi.
- Pochodzi z Illinois, ale mieszkała jeszcze w: Ohio, Nowym Jorku, 2x w Teksasie, Północnej Dakocie, a następnie w Newadzie, gdzie stacjonuje jej cała 'rodzina'.
- Patrząc na jej przeszłość, można by uznać, że nienawidzi całej swojej rodziny, ale wcale tak nie jest, albowiem matkę darzy mieszanymi uczuciami, może nawet trochę jej współczuje czy też zazdrości, że nie musi się tym martwić. Oczywiście ma z nią okropne wspomnienia ze względu na jej pogarszający się stan, kiedy ta była dzieckiem, ale rozumie, że większości rzeczy nie zrobiła świadomie. Jako jedyna od czasu do czasu wyjeżdża, by upewnić się, czy jeszcze żyje. Trzyma się jednak z daleka.
- Ze względu na to, jak dużo czasu spędza z panem Hutchinsem, krążą plotki, że są w związku. Oboje, jednak kiedy są o to pytani, zaprzeczają. Vicky tłumaczy się tym, że nie mogłaby być z kimś tak płytkim, jak on, ten natomiast, że nigdy nie umówiłby się z wariatką. Oczywiście - mówią tak, śmiejąc się z siebie nawzajem.
- Regularnie ćwiczy, przez co utrzymuje swoją szczupłą sylwetkę. Poza tym, mimo że jest to niebezpieczne dla zdrowia, objawia jej się niemały problem jadłowstrętu, który powoduje u niej niechęć do jedzenia. Właściwie to nie odczuwa zbytnio głodu, a jak je to tylko po to, by nie zakłócać ciszy, lub kiedy chce coś pogryźć. Walczyła z tym, wykupując poradnie u dietetyka, ale prędzej czy później docierała do tego samego punktu. Potrafi zjeść dużo, to fakt - ale robi to z dwa razy na dzień.
Od Hardina cd Amary
- To tylko zły sen. - powiedziałem sam do siebie. - „nic się nie dzieje” - pomyślałem.
Spojrzałem na zegarek, była ledwie druga w nocy. Tak bardzo chciałem się wyspać na moje zajęcia, które zaczynały się od 11;00. Mimo że byłem szefem dość znanego i niebezpiecznego gangu, miałem też inne obowiązki, które były również ważne jak na przykład chodzenie na wykłady. Akurat studia chciałem mieć skończone, zwłaszcza że lubię na nie chodzić.
Położyłem się ponownie, wygodnie na łóżku. Jednak przez resztę godzin bezmyślnie patrzyłem się w ciemny sufit. Mój sen był dla mnie zmorą, jeszcze nigdy od 7 roku życia nie spałem bez koszmarów. W końcu udało mi się zasnąć bliżej szóstej rano.
Gdy wybiła 8;00 ruszyłem leniwie z łóżka i się przeciągnąłem. Od razu zmierzyłem do swojej łazienki. W pomieszczeniu oparłem się o umywalkę i spojrzałem w lustro. Włosy rozczochrane w różne strony i sińce pod oczami od niewyspania się.
- Jak ty wyglądasz. - powiedziałem sam do siebie i pokręciłem głową z niedowierzaniem.
Zdjąłem bokserki i wszedłem pod kabinę prysznicową. Odkręciłem korki z zimną wodą. Krople wody szybko spotkały się z moim ciałem. Zimny strumień wody wędrował po moim ciele, powoli mnie rozbudzając. Po umyciu się wyszedłem z kabiny i od razu sięgnąłem po ręcznik, aby się wytrzeć. Wróciłem do sypialni i wyciągnąłem z szafy czarne spodnie i białą koszulkę. Gdy się ubrałem, zszedłem na dół, miałem przejść do kuchni, ale nagle usłyszałem rozlegający się odgłos dzwonienia do drzwi. Westchnąłem ciężko pod nosem i poszedłem je otworzyć.
- Dzień dobry. - powiedziała osoba, trzymającą listy w prawej dłoni. Ach tak jak zawsze listonosz przychodził do mnie o tej porze.
- Dzień dobry. - odpowiedziałem mu z niemrawym uśmiechem.
- Dzisiaj dla pana mam aż trzy listy. - powiedział dumnie.
- Dziękuję. - sięgnąłem po nie i zamknąłem mu drzwi przed nosem.
Ach biedny listonosz tak zawsze się stara, by być dla mnie miłym, a ja to olewam. Skąd on bierze na to chęć i siłę?
Trzymając listy w dłoni, od razu zauważyłem, że jeden jest od ojca. Jednak od razu go nie otworzyłem dopiero po kilku minutach namyśleń. Otworzyłem go. Jednak żadnej niespodzianki tam nie znalazłem, to było to samo zaproszenie na niby rodzinny obiad ze swoją kochaną żonką jak co miesiąc. Reszta listów to były zwykłe rachunki. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie pyszne jedzenie. Po śniadaniu ułożyłem tylko włosy, włożyłem dokumenty i telefon do kieszeni. Wziąłem kluczyki w dłoń oraz mój notes, gdzie zachowywałem swoje wszystkie przemyślenia oraz prace na zajęcia. Pisanie interpretacji wierszy oraz książek ich ocena było dla mnie super zajęcie. Wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz. Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę uczelni.
Po dłuższej chwili zaparkowałem w wolnym miejscu. Miałem już tylko dwadzieścia minut do zajęć, postanowiłem przejść skrótem przez małą uliczkę.
- Zostawcie mnie! - Usłyszałem głos krzyczącej kobiety. W oddali zauważyłem trzech mężczyzn, którzy chcieli złapać kobietę. Bez chwili namysłu i zastanowienia podbiegłem do nich.
- Jakiś problem ? - Zapytałem dość spokojnym tonem. Od razu odwrócili wzrok w moją stronę. Oparłem się o ścianę budynku. - Ta pani chyba nie chce z wami nigdzie iść. - Byłem bardzo spokojny i nie okazywałem żadnych emocji, co pewnie ich zmyliło.
- Spadaj dzieciaku stąd albo dostaniesz, wpierdol za wtrącanie się w nie swoje sprawy. - Rzekł jeden z nich, raczej nie był zbyt inteligentny, ale cóż poradzić.
- Czy oni ci się naprzykrzają ? - Zwróciłem się do dziewczyny, która widocznie się bała. Zamiast od niej dostałem odpowiedź od jednego z tych tępaków - "Mówiłem wynocha". - Nie wiem, czy zauważyłeś, ale zapytałem jej, a nie ciebie. - Mruknąłem.
- Tak naprzykrzają się. - Powiedziała cicho ze strachem w głosie.
- Więc widzicie panowie, to jest moja sprawa. - Szeroko się uśmiechnąłem.
Pewnym krokiem zbliżyłem się do jednego osobnika i wymierzyłem mu cios w twarz. Zaczęła się bójka, ale byłem tak doświadczony, że przewidziałem, który gdzie mnie uderzy. Gdy myślałem, że to koniec znienacka dostałem pięścią w twarz i po chwili znowu. Facet rozciął mi wargę, a z nosa poczułem, jak mi leci stróżka krwi. Zbyt długo nie pozostawałem mu dłużny i zacząłem go obijać pięściami. Po kilkunastu minutach wszyscy po prostu leżeli, skręcając się z bólu.
- Wszystko dobrze ? - Spojrzałem na dziewczynę, a ręką wytarłem twarz z krwi. Teraz wiedziałem, że nie ma opcji abym, zdążył na dzisiejsze zajęcia.
- Tak, a co z tobą ? - Chyba była zmartwiona moim stanem. Wytarłem nos o koszulkę i poczułem mocny ból. Czyżbym miał złamany nos? Nie to nie możliwe, ale w sumie nie pierwszy ani nie ostatni raz.
- Oprócz złamanego nosa i rozciętej wargi chyba w porządku. - Wzruszyłem ramionami.
Od Christiana cd Shalyny
- I co jej się tak przyglądasz? - Z jego rozmyślań wyrwał go głos nieznanej mu osoby. Zignorował go. - Lepiej uważaj na nią. - Dodał, nie dając za wygraną, na jego ustach gościł szyderczy uśmiech.
- Masz jakiś problem? - Oparł się, swoimi wielkimi i dłońmi o bar. W jego oczach pojawiła się czysta agresja. Nigdy nie lubił, gdy ktoś obcy mówił, co ma robić.
- Nie. - Uśmiechnął się. - Ale ty możesz mieć problem, gdy jej brat dowie się, z kim się spotyka. - W dłoni miał szklankę pełną trunku. Upił z niej łyk.
- Skąd pewność, że ja się z nią spotykam. - Przewrócił teatralnie oczami. Mimo że chciał udać, że nie zależy mu na dziewczynie i jest całkiem mu obojętna, jego spięte mięśnie mówiły jednak co innego. Christian podejrzewał, że mogą być problemy, gdy będzie się z nią spotykał, ale nie sądził, że tak szybko to się potoczy. Jednak wciąż nie chciał z niej rezygnować.
- Myślę, że wasz taniec nie świadczył o tym, że dopiero się poznaliście. - Z jego ust nie znikał uśmiech, widział po mięśniach Chrisa, że go to rusza. - Nie przejmuj się, nie jestem wrogiem. - Wzruszył ramionami. - Ale wiedz, że dziewczyna jest dość często obserwowana przez ludzi jej brata. Bądź ostrożny.
- Dlaczego miałbym Cię posłuchać ? Skąd o tym wiesz, że jest obserwowana ? Kim jesteś? - Z jego ust wylatywały pytania, jak z procy. Może myślał, że ta osoba wie dużo więcej i mu pomoże, odpowiadając na jego dość proste pytania.
- Nie ważne kim jestem. Nie jest ci to do niczego potrzebne. Ja ci po prostu dałem radę, zrobisz z tym, co zechcesz. - Odszedł bez słowa od baru.
Zostawił chłopaka w otępieniu, ponieważ nie wiedział co myśleć. Za plecami usłyszał głos pracodawcy "do roboty", więc wrócił do robienia drinków. Jego mięśnie były wciąż spięte, co było niestety widać. Po minionych kolejny trzydziestu minutach w końcu mógł skończyć pracę. W głowie wciąż siedziała mu ta osoba, nie wiedział co myśleć. Gdy szedł w kierunku wyjścia z klubu, a przed nim znikąd pojawiła się Shay.
- A ty dokąd ? - Zrobiła smutne oczy. - Przecież miałeś mnie złapać! - Mina słodkiego psiaka zrobiła na nim wrażenie, naprawdę wyglądała uroczo.
- A skąd wiesz, że nie chciałem cię zmylić tym niby wyjściem ? - Zaśmiał się, od razu przewróciła mu humor.
- Ty ? Mnie ? Zmylić ? - Zaczęła się śmiać. - Błagam cię, nie dałbyś rady ! - On zaśmiał się razem z nią, choć był pewny, że dałby radę to zrobić.
- Cóż, skoro skończyłem pracę, to może zatańczymy? - Jednak kątem oka zauważył chłopaka, z którym świetnie się bawiła przez ten czas, gdy go nie było. - Chyba że już obiecałaś taniec komuś innemu, to poczekam. - Wzruszył ramionami, a jego ton zrobił się nagle oschły.