wtorek, 15 grudnia 2020

Od Hardina cd Amary

Dziewczyna przemywała twarz chłopakowi. Wzrokiem śledził każdy jej ruch, jakby do końca nie ufał jej zamiarom. Obok niego przechadzał się ogromny tygrys, który powinien wywołać u niego poczucie strachu, a wywołał dziwny spokój.
- Nie musiałaś tego robić. - W końcu odezwał się bez krzty emocji w głosie. Widział po minie dziewczynie, że jest zdezorientowana przez jego ton. - Wiem, że ci pomogłem, ale to nie znaczy, że musisz teraz się nade mną litować. - Wzruszył ramionami, jakby jego los był mu obojętny. Może to wynika z tego, że nie raz miał złamany nos i nie raz z kimś się bił.
- Chciałam po prostu ci pomóc, w końcu przeze mnie jesteś w taki stanie. - Oznajmiła niezbyt pewnie.
- Spokojnie już nie raz tak wyglądałem, przyzwyczaiłem się. - westchnął cicho pod nosem. Wyjął z tylniej kieszeni fajkę i zapalił, zaciągając się dymem. - Jestem Hardin. - Z jego ust wydobył się dym papierosowy, wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. - A piękna niewiasta, którą obroniłem jak się nazwa?
- Amara. - Uścisnęła jego dłoń, a ja na jej buzi pojawił się delikatny uśmiech.
- Ładne imię. - Z jego ust wymsknęła się pochwała. Delikatnie dotknął dłonią swojego nosa. - Cóż chyba będę musiał jechać do szpitala, podwieźć cię gdzieś ?
- Będziesz kierował w takim stanie ? - Zapytała lekko zdezorientowana, a on jedynie kiwnął głową. - O nie! Co to, to nie! - Pomachała wskazującym palcem przed jego twarzą. - Jeszcze zasłabniesz i spowodujesz wypadek! Ja cię zawiozę. - Skrzyżowała swoje ręce na wysokości piersi, jakby to było już postanowione. Hardin zaśmiał się.
- A czy ty umiesz w ogóle prowadzić auto ? - ponownie się zaśmiał, ale po jej minie wiedział, że mówi poważnie. Podniósł ręce w geście kapitulacji. - Moje auto stoi na początku tej uliczki. Chodźmy szkoda czasu. - Oznajmił.
Na twarz Amary pojawił się uśmiech zwyciężczyni. W trójkę poszli do auta. Na tylnych siedzeniach rozłożył się tygrys. Amara zajęła miejsce kierowcy, a biedny Hardin miejsce pasażera, w jego własnym wozie nie on teraz dowodził.
- Tylko błagam, nie zarysuj ani nie spowoduj wypadku. - Mruknął niezadowolony. Jego dziecko w rękach innej osoby, to naprawdę mogło źle się skończyć. Dziewczyna zaśmiała się, gdy na niego spojrzała. Odpaliła auto i ruszyła z piskiem opon.

Amara?

(346 słów)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz