Dziewczyna przemywała twarz chłopakowi. Wzrokiem śledził każdy jej ruch, jakby do końca nie ufał jej zamiarom. Obok niego przechadzał się ogromny tygrys, który powinien wywołać u niego poczucie strachu, a wywołał dziwny spokój.
- Nie musiałaś tego robić. - W końcu odezwał się bez krzty emocji w głosie. Widział po minie dziewczynie, że jest zdezorientowana przez jego ton. - Wiem, że ci pomogłem, ale to nie znaczy, że musisz teraz się nade mną litować. - Wzruszył ramionami, jakby jego los był mu obojętny. Może to wynika z tego, że nie raz miał złamany nos i nie raz z kimś się bił.
- Chciałam po prostu ci pomóc, w końcu przeze mnie jesteś w taki stanie. - Oznajmiła niezbyt pewnie.
- Spokojnie już nie raz tak wyglądałem, przyzwyczaiłem się. - westchnął cicho pod nosem. Wyjął z tylniej kieszeni fajkę i zapalił, zaciągając się dymem. - Jestem Hardin. - Z jego ust wydobył się dym papierosowy, wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. - A piękna niewiasta, którą obroniłem jak się nazwa?
- Amara. - Uścisnęła jego dłoń, a ja na jej buzi pojawił się delikatny uśmiech.
- Ładne imię. - Z jego ust wymsknęła się pochwała. Delikatnie dotknął dłonią swojego nosa. - Cóż chyba będę musiał jechać do szpitala, podwieźć cię gdzieś ?
- Będziesz kierował w takim stanie ? - Zapytała lekko zdezorientowana, a on jedynie kiwnął głową. - O nie! Co to, to nie! - Pomachała wskazującym palcem przed jego twarzą. - Jeszcze zasłabniesz i spowodujesz wypadek! Ja cię zawiozę. - Skrzyżowała swoje ręce na wysokości piersi, jakby to było już postanowione. Hardin zaśmiał się.
- A czy ty umiesz w ogóle prowadzić auto ? - ponownie się zaśmiał, ale po jej minie wiedział, że mówi poważnie. Podniósł ręce w geście kapitulacji. - Moje auto stoi na początku tej uliczki. Chodźmy szkoda czasu. - Oznajmił.
Na twarz Amary pojawił się uśmiech zwyciężczyni. W trójkę poszli do auta. Na tylnych siedzeniach rozłożył się tygrys. Amara zajęła miejsce kierowcy, a biedny Hardin miejsce pasażera, w jego własnym wozie nie on teraz dowodził.
- Tylko błagam, nie zarysuj ani nie spowoduj wypadku. - Mruknął niezadowolony. Jego dziecko w rękach innej osoby, to naprawdę mogło źle się skończyć. Dziewczyna zaśmiała się, gdy na niego spojrzała. Odpaliła auto i ruszyła z piskiem opon.
Amara?
(346 słów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz