Wędrowała przez korytarz przyciskając jedną ręką plik kartek do swojej piersi. W ogólnym hałasie ginął stukot jej obcasów, odbijający się od kafelek. Uśmiechała się do każdej mijanej osoby, starając się przy okazji na nikogo nie wpaść. Jej spojrzenie zatrzymało się na moment na grupce żartujących trzecioklasistów. Jeszcze parę lat temu sama była jak oni. Beztrosko planowała z przyjaciółmi wyjazd w góry, aby wspólnie ruszyć na podbój świata. Nie było dla nich żadnych ograniczeń, a przyszłość nie przerażała ich, dopóki byli w piątkę. Gdyby ktoś wtedy powiedział jej jak to wszystko się potoczy, nie uwierzyła by w to. Dalszy potok nadciągających myśli został powstrzymany przez dźwięk dzwonka. Weszła powoli do klasy, obdarzając uczniów siedzących w pomieszczeniu promiennym uśmiechem. W ciągu ostatniego miesiąca zdołała wyzbyć się zdenerwowania przed stawaniem na forum osób nie wiele młodszych od niej. Odniosła wrażenie, że uczniowie polubili ją i jej przedmiot. Zazwyczaj byli dość uważni i nie sprawiali większych problemów. A przynajmniej takich, z którymi sama by nie mogła sobie poradzić. Podeszła powolnym krokiem do biurka, na które odłożyła kartki wraz z torebką. Rozejrzała się po sali, po czym powiedziała:- No kochani... Gotowi, aby przelać swoje zdanie na temat rozmyślań Hamleta?
Zaraz po zadaniu tego pytania, po całej klasie przebiegł zgody jęk. W odpowiedzi usłyszeli jedynie, krótki melodyjny śmiech, po którym dało się słyszeć jedynie stukot obcasów, gdy Annabell ruszyła aby rozdać kartki. Doskonale pamiętała swoją nie chęć do pisania wypracowań sprzed lat. Często miała problem z oceną działania bohatera, ponieważ podchodziła do tematu od wielu aspektów, których często nie potrafiła ułożyć w jedną spójną ocenę, czy popiera jego działania, czy nie. Budziło to w niej ogromną irytację, ze względu na częsty brak czasu na rozpisanie wszystkich jej przemyśleń. Jeszcze gorzej było, gdy praca dotyczyła dzieła sztuki.
Anna uwielbia wszelkie obrazy, a jeszcze bardziej poszukiwania ukrytych przekazów zawartych niejednokrotnie w zwykłych kreskach. Niejednokrotnie zatrzymywała się przy dziele, pragnąc ze wszystkich sił poczuć, co towarzyszyło autorowi podczas tworzenia. Dodatkowo stanowiło to świetną odskocznię pozwalającą na oderwanie się od rzeczywistości.
Kobieta rozsiadła się za biurkiem, starając się zachować jak najciszej, aby nie rozpraszać twórczej atmosfery. Jej wzrok mimowolnie przejechał na okno, za którym swą energię roztaczało słońce. Nie zdawała sobie sprawy jak tęskniła za taką pogodą, dopóki nie wróciła. Ten czas w Nowym Jorku, okraszony byłby tak nie lubianym przez nią chłodem, a tu może cieszyć się świetną pogodą. I ludzie też od razu wydawali się weselsi. Północne miasto miało swoje uroki, jednak na pewno nie zaliczyłaby do nich ponurych ludzi. Oczywiście bywały od tego wyjątki, jednak tak nie wielkie to były przypadki, że nie zaważały nad wyraz nad osądem. Ostatni rok był dla niej naprawdę ciężki i często odbierał jej chęci działania lub podsuwał niechciane myśli. Tu jednak aż chciało jej się żyć! A z dnia na dzień coraz częściej wierzyła, że uda jej się uporządkować sprawy, których nie po domykała, a które przez sześć lat zaczęły być olbrzymią czarną dziurą. Stawiała na metodę małych kroczków, co jak na razie nie wychodziło jej najgorzej. Z rodziną zawsze jej się układało, więc jedyne co uległo zmianie to to, że częściej się widywali. Prawie co drugi weekend spędzała w rodzinnej posiadłości. Ten czas spędzała na słuchaniu opowieści babci lub narzekań mamy na ojca kobiety. Od czasu do czasu, widywała się z braćmi, którzy zaglądali do domu, gdy uciekali od własnych problemów. Czasem zostawała ze swoją bratanicą, która była niesamowicie czarującą istotką.
Gorszym tematem byli przyjaciele dziewczyny. Przez pierwsze dwa lata miała z nimi wciąż świetny kontakt, który niestety z roku na rok mocno słabł. Jedyną osobą, z którą zawsze miała kontakt była Sara. Wtedy dziewczyny były dla siebie jak siostry, zwierzały się sobie ze wszystkiego. No prawie wszystkiego, ale niektóre tajemnice lepiej zabrać ze sobą do grobu, ponieważ mogą zniszczyć nawet najsilniejsze relacje. A gdyby wyjawiła tę konkretną, straciłaby nie jedną, a dwie ważne dla niej osoby. Czas jednak okrutnie pokazał jej, że bywa bezlitosny i gdy w pewne popołudnie ponad dwa lata temu odebrała telefon, dowiedziała się, że mimo wszelkich naszych starań możemy kogoś stracić. I chociaż serce jej krwawiło, nie mogła wrócić na pogrzeb do rodzinnego miasta. Zostawiła ludzi, którzy jej wtedy potrzebowali, czego sama sobie nie mogła wybaczyć. Wtedy też całkowicie urwał jej się kontakt z przyjaciółmi. Dopiero z rok temu udało jej się ponownie przywrócić swój kontakt z Meg. Z resztą dziś czekało ją spotkanie z nią i z Jackiem, z którym również od niedawna się pojednała. Wszystko wracało do normy. Prawie, ponieważ w jej życiu wciąż brakowało jeszcze jednej ważnej osoby. Z myśli została ponownie wyrwana przez dzwonek. Zebrała prace, po czym energicznym krokiem ruszyła do pokoju nauczycielskiego. Zabrała potrzebne rzeczy i ruszyła szybko do wyjścia.
Zaraz po pracy miała spotkać się z dawnymi znajomymi w pobliskiej kawiarni. Stąd stwierdziła, że warto postawić na spacer, zamiast przejechać się ten nie tak daleki kawałek samochodem. Zdrowiej dla osoby i świata. Rozglądała się podziwiając miasto, w którym tak nie wiele się zmieniło, a wydawało jej się, że wszystko jest inne. Usłyszała dźwięk wiadomości, więc zaczęła przeszukiwania kieszeni, aby odnaleźć zaginione urządzenie. Spojrzała na telefon, na którym widniała wiadomość od Megan. Odblokowała ekran i przebiegła wzrokiem po krótkiej treści informującej o tym, że czekają na nią na miejscu. Niestety czytanie i jednoczesne chodzenie nigdy nie zwiastowały nic dobrego. Dziewczyna przez rozkojarzenie wpadła na kogoś i potrąciła go ramieniem. Szybkie i wręcz automatyczne przeprosiny zatrzymały się w jej gardle, gdy dostrzegła kim była ta osoba. Tak dobrze znane jej rysy twarzy, bardziej wyostrzone niż kilka lat temu. Ciemnobrązowe włosy były nieco krótsze, a dawniej tak ciepłe i roziskrzone spojrzenie było nadnaturalnie zimne.
- Xavier…? –Wyrwało jej się, podczas gdy stała wciąż z szeroko rozszerzonymi oczami.
- Annabell…
Mężczyzna stojący przed nią był równie mocno zaskoczony co ona. Stali naprzeciwko siebie w ciszy, po prostu patrząc się na siebie i układali sobie obecną sytuację. W końcu widzieli się pierwszy raz od sześciu lat. Ich kontakt urwał się całkowicie. Za co oboje byli winni po równo. Dziewczyna chciała powiedzieć naprawdę wiele, jednocześnie nie wiedząc od czego zacząć. Dowiedzieć się co u niego? Jak sobie radzi? Chciała powiedzieć mu, jak bardzo jej przykro z powodu Sary. I jednocześnie chciała przeprosić za to, że jej przy nim nie było, gdy tak jej potrzebował. Widziała w nim to zmęczenie skryte gdzieś głęboko w nim, ujawniające się głęboko w tak dobrze znanych jej oczach. Stwierdziła jednak, że to zdecydowanie zły moment na tego typu rozmowy. Jednak jakoś trzeba było rozwinąć wypowiedź, jeśli chciała spróbować odnowić znajomość.
- Hej… W życiu nie pomyślałabym, że wpadnę na ciebie przez przypadek na ulicy.
- A to przypadkiem nie ty głosiłaś, że przypadek nie istnieje –odparł spokojnym tonem.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Co tam u ciebie? Jakoś się żyje?
Xavier?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz