Dane | Proszę państwa, oto przed wami Johnny Mendoza. Zostawcie czapki na głowach, wystarczy Johnny (W dowodzie John Diego Mendoza, choć praktycznie nikt tak się do niego nie zwraca).
Pseudonim | Paradoksalnie (albo może i nie, może faktycznie do niego to pasuje) przyczepiła się do niego ksywka Baby (bynajmniej nie w znaczeniu dziecko, tutaj chodzi o ten wyraz okazujący przejaw zamiłowania). Cholera wie czemu, bo planował mieć inny alias, ale ktoś kiedyś do niego rzucił tym przezwiskiem i jak rzep się przyczepiło. W internecie znany jest jako l0v3r60y (czyli najbardziej irytująca na świecie pisownia słowa 'loverboy').
Płeć i orientacja | Mężczyzna, choć z jego kolorowymi włosami i pomalowanymi paznokciami ktoś mógłby pomyśleć, że nie. Ale hej, jak Baby uważa się za mężczyznę, to mężczyzną jest. Biseksualny, chwali się, że wiedział od czternastego roku życia. Nawet ma wielką flagę w mieszkaniu, zawieszoną nad łóżkiem. No i ten tatuaż "love is love" na karku. Nie kryje się z tym.
Wiek | Równiutkie 26 lat na karku. Czasem trudno powiedzieć, czy to nie piętnastolatek, który tylko wygląda tak staro, bo z zachowania mało przypomina dorosłego faceta.
Praca | Obstawia dostawy i rozkładanie towaru w pobliskim Walmarcie. Mało ciekawa czy ambitna praca, ale za to daje mu pole do manewrowania towarami przemycanymi przez gang, gdy nie ma gdzie ich przechować na krótki czas. No i połączenie niebieski-żółty nie wygląda na nim tak źle, tym bardziej w połączeniu z nowiutkim kolorem włosów. Oprócz tego projektuje strony internetowe na zamówienie, ogarnia proste naprawy komputerów i jak ktoś ładnie poprosi (a raczej rzuci sporą sumą), to nawet i informacje sprzeda. W końcu hakerzy za darmo nie hakują, tak?
Klub motocyklowy i funkcja | Blackwood Beast. Prospect.
Osobowość | Przede wszystkim, Johnny jest niezwykle pozytywnym człowiekiem. Nie dość, że patrzy na świat przez różowe okulary i potrafi znaleźć plus każdej sytuacji, to jeszcze robi to wszystko na głos i próbuje namówić innych do swojej postawy. Bo choćby świat zapadał się wokół niego, hej, przynajmniej on jeszcze nie spadł, prawda? A nawet jeśli ma jakieś zwątpienia, to ich nie wyraża, bo za swój największy życiowy cel uważa pocieszanie innych. Czy robi to dobrze albo efektywnie, to już inna sprawa. Ale do bólu będzie chciał pomóc, czując się winny za zły humor innych, czy katastrofy, które ich spotykają. Nawet jeżeli on nie miał żadnego związku z tym, co się wydarzyło. Zawsze stawia samopoczucie innych przed swoim, potrafi przewrócić wszystko do góry nogami, by tylko druga osoba czuła się komfortowo, bezpiecznie. A jeżeli jemu się przez to dostanie, to hej, zawsze trzeba wliczać straty w rachunek. Poza tym to on, co to za strata. Jest tak pozytywną osobą, że tych większych pesymistów może naprawdę szlag trafić, gdyby mieli spędzić z nim więcej czasu. Rozsiewa wokół siebie taką pogodną aurę, bo uśmiech rzadko kiedy schodzi mu z twarzy, czy to z grzeczności, czy szczerze, łazi tak, wyszczerzając szereg białych zębów. Uważa, że każdy jest dobrym człowiekiem, nawet jeżeli jego pierwsza styczność z kimś namalowała go w złym świetle. Niezwykle energetyczny – szybkie gesty, tysiąc wyrazów twarzy zamkniętych w kilku sekundach, drżąca pod stołem noga, przeskakujący z przedmiotu na przedmiot wzrok – to po prostu jego sposób bycia, do którego trzeba się przyzwyczaić. Zdarzało się, że przez kumulację tego i ten jego chorobliwy optymizm był nazywany infantylnym. Jest to bardziej fasada, którą przyjmuje przed ludźmi, niż czysta cecha charakteru. Jakby chciał nadrobić za te lata, gdy nadstawiał kark, tylko żeby mieli z ojcem czym zapłacić podatki, a powinien być wtedy jeszcze dzieckiem. Porywczy i impulsywny, często najpierw czyni, potem myśli. Zdarza mu się nie zastanawiać się i podejmować decyzje nagle, by dopiero później zdać sobie sprawę, co zrobił. Czasem wychodzi mu to na dobre, ale w większości sytuacji... no cóż, nie wszystko kończy się dobrze. Baby to czystokrwisty ekstrawertyk - baterie doładowuje w towarzystwie ludzi, a gdy dłużej jest sam, od razu źle się czuje. Dlatego wszędzie targa ze sobą znajomych, a jak znajomi nie mogą, to kota. Jest jedną z tych osób, która nigdy nie wie, kiedy przestać mówić. Bo jak jego myśli zaczną wylewać się na język, a potem w przestrzeń (a nie ukrywajmy, myśli Johnnego galopują w niezwykle szybkim tempie) to trudno mu się ten potok słów tak o, zatrzymać. Gada dużo, ale tak naprawdę nie musi w ogóle się odzywać, żeby przekazać swoją wiadomość - a to wzruszy ramionami, to przewróci oczami, zmarszczy czoło, westchnie, zaciśnie szczękę czy przymruży oczy. Dość dosadny, choć nie ma to w sobie żadnego głębokiego, złego celu. Powie coś, rzuci szczerością, czasem i taką aż do bólu i nawet nie zda sobie sprawy z tego, że kogoś zranił. Nie umie trzymać rąk przy sobie - kiedy tylko będzie na to okazja, będzie cię przytulał, trzymał za rękę, klepał po plecach, łapał w czasie rozemocjonowania; przestrzeń osobista to pojęcie mało znane dla Johnnego. W ogóle jest niezwykle czuły fizycznie, dotykalski, czy chodzi o związki platoniczne, czy romantyczne. Jest w stanie przytulić osobę, którą dopiero poznał, ba, wcale z tym nie ma problemu. Jeżeli czegoś nie zrobi od razu, jest duża szansa, że o tym po prostu zapomni. Dlatego z jego kalendarza wystaje tysiąc kolorowych karteczek, a w telefonie miga co najmniej dziesięć przypomnień. Nie jest leniwy, o nie, tylko ma pamięć złotej rybki. Albo gorszą. Nie znajdziesz go pochylającego się nad detalami, niezwykle szybko się nudzi i często porzuca w pół dokończone rzeczy na pastwę losu. Ale znowu, nie przez lenistwo, po prostu jest hiperaktywny i jego mózg każe mu robić tysiąc rzeczy na raz. Przez to też szybko się irytuje, jak coś nie idzie po jego myśli. Bo mimo tej tendencji do rozpoczynania tysięcy projektów na raz, Johnny jest perfekcjonistą i ubolewa, jak nawet najmniejszy szczegół nie wyjdzie, tak jak planował. Oprócz nadmiernego prowokatorstwa, Baby cechuje jeszcze chorobliwa wścibskość i wtykanie nosa w nie swoje sprawy za wszelką cenę. Do tego dochodzi jeszcze ta jego chęć pomagania i wiązania się w problemy innych. Czy tego chcesz, czy nie, wkręci się w następną akcję, pierwszy zgłosi się jako ochotnik do wzięcia udziału w najbezsensowniejszej i najbezpieczniejszej akcji. Bo nadstawiać karku lubi, z reguły nawet nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Może to przez ten jego optymizm? Uwielbia dopytywać się innych o ich życie prywatne, nawet jeżeli dobrze wie, że nie powinien. Potrafi zagadać do całkowicie obcej osoby ot tak, bo nie ma co robić. Do tego lubi flirtować, nawet gdy zdaje sobie sprawę z tego, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Baby jest okropnym słuchaczem. Nieważne jak bardzo próbuje, jego skupienie sięga maksymalnie pięciu minut, potem musi zmienić punkt zainteresowania, inaczej oszaleje. Ale za to rozpraszać umie świetnie i jeśli wie, że ktoś jest w złym stanie, stawia na swoje gadanie. Pędzący tok myślenia pomaga mu w takich sytuacjach, bo ktokolwiek będzie spędzać z nim czas, nigdy nie będzie się nudzić, to gwarantowane. Naprawdę mało rzeczy bierze na poważnie, większość zbywa machnięciem ręki, wzruszeniem ramion, czy parsknięciem śmiechu. Johnny nie ma problemu z kłamaniem. Fakt, nie zawsze mu to wychodzi, ale z reguły są to małe, białe kłamstewka. Bo jeżeli ma szansę polepszyć komuś dzień, podnieść kogoś na duchu, czy wyrwać się z kłopotów bez większych konsekwencji, to te kłamstwa tylko pomagają, prawda? To są takie dobre, potrzebne czasami kłamstewka. Zabarwianie rzeczywistości. Ciekawie działa jego system wartości, bo Baby nienawidzi, kiedy ktoś rzuca kłamstwa w jego stronę.
Uwielbia obnosić się z tą swoją innością i nie przeszkadzają mu spojrzenia przechodniów, bo znowu ma inny kolor włosów, czy paznokcie pomalowane na jakiś odblaskowy kolor. Nie martwi się opiniami innych, idzie swoją drogą, niezależnie od tego, co mają do powiedzenia ludzie. Dużo rzeczy uchodzi mu na sucho tylko dlatego, że jest charyzmatyczny. Przynajmniej bardziej charyzmatyczny niż większość społeczeństwa. I może nie jest jakiś wysoce inteligentny czy oczytany, ale wszystko to nadrabia tą swoją charyzmą, empatią i dobrocią.
Aparycja | Przede wszystkim Johnny jest niezwykle łatwo rozpoznawalną osobą. Trudno o kogoś, kto wyróżniałaby się z tłumu bardziej niż on. Metr siedemdziesiąt trzy wzrostu, czyli nieco poniżej średniej (ale jemu to nie przeszkadza, ba, nawet chwali sobie niższy wzrost, bo przynajmniej może założyć raz na jakiś czas buty na platformie, które dodają mu jakieś pięć, sześć centymetrów), wagę ma przeciętną, niecałe siedemdziesiąt kilo, co daje mu idealną masę ciała, przynajmniej według BMI. Budowa ciała również jest dość standardowa – nie jest zbytnio umięśniony, ale nie cierpi na całkowity brak mięśni i wystające żebra. Tutaj ta przeciętność się kończy. W oczy najbardziej chyba rzucają się tatuaże, a jest ich sporo. Spokojnie naliczyłby sto, może i więcej pojedynczych wzorów (bo chociaż ręce ma praktycznie całkowicie pokryte tatuażami, nie jest to jeden spójny rękaw, tylko wiele różnych projektów). Większość wszystkich znajduje się na jego rękach. Poza tym ma trzy na twarzy, trzy na szyi, dwa nad każdym kolanem, kolejne dwa na prawej łydce. Z tych bardziej widocznych można wyróżnić dużą łapę po prawej stronie szyi (jeden z pierwszych tatuaży, miała być psia, wyszła bardziej niedźwiedzia, ale Baby nawet nie zapłacił za dziarę, więc cieszy się, że nie dostał infekcji przez swoją młodocianą głupotę), zarys pułapki na prawym policzku (trudno powiedzieć, czy to żart związany z tamtym poprzednio wspomnianym tatuażem, czy ma on jakieś swoje odrębne znaczenie), obok niej znak firmy ojca (obiecał sobie, że nawet jeśli nie pójdzie w jego ślady, to jakoś będzie pomagał. Czy tatuaż w czymkolwiek pomógł, trudno powiedzieć. Wiele osób myli go ze znakiem funta, bo praktykant, który go dziarał coś schrzanił, jeśli chodzi o górną część literki E. Ale hej, przynajmniej Baby wie, co ten tatuaż oznacza) i napis LOVERBOY przy uchu z drugiej strony. Literki na palcach składają się w napis TRUE LOVE. Po lewej stronie szyi widnieje wzór palm z zachodem słońca z lewej strony szyi (na uczczenie nowego życia w słonecznej Kalifornii), a ostatnio na przełyku pojawił się też sztylet w płomieniach, najnowsza zdobycz. Skupiając się na twarzy, można zauważyć prawie perfekcyjnie równy nos ze srebrnym nostrilem po lewej stronie i dość wyrazistego koloru usta z białymi zębami wyszczerzonymi w uśmiechu. A uśmiech ma ładny i do tego zaraźliwy, przynajmniej tak mu mówią. Jakby ktoś się przyjrzał jego uszom, mógłby zauważyć na nich ślady młodzieńczych wybryków z tunelami. Kolczyków już nie nosi, ale przekłucia zostały i można spokojnie przejrzeć małżowinę na wylot. Przy prawym uchu i za nim ciągnie się cienka blizna – wspomnienie po operacji i szwach. Podobno farbowane włosy odrastają ciemniejsze niż naturalnie. Jeżeli to prawda, to włosy Johnnego powinny być w odcieniu najczarniejszej czerni. Własnego koloru nie ma na głowie od ponad ośmiu lat. Jego włosy przeżyły wszystko – od wybielania do platyny po niebieski, zieleń, blond, brąz, czerwień i róż. Teraz, po wielu latach niestabilnych zmian jego włosy są systematycznie wymienianie między odcieniem platyny (czasem nawet i bieli czy szarości, choć wszystko wygląda tak samo z daleka) i łagodnego różu. Akurat w tej chwili, trudno w sumie powiedzieć czemu, czy przez chęć drastycznej zmiany, odnalezienia siebie, czy po prostu kaprysu, włosy Johnnego mają intensywnie lazurowy kolor. Jeśli chodzi o fryzurę, jest to najprostsza z najprostszych – wygolone boki i tył z dłuższą grzywką. Ciemne brwi są jedynym wspomnieniem naturalnego koloru włosów. Baby ma blady odcień skóry, za co dostawało mu się trochę w dzieciństwie, bo w końcu oboje jego rodziców jest rodowitymi Meksykanami. Dlatego uchodzi za pierwszego lepszego białego Amerykanina. Piwne oczy podobno w mocnym słońcu bardziej przypominają ciemną zieleń. W swoim wyglądzie Baby nienawidzi tego swojego wysokiego czoła (podobno gen po dziadku od strony matki), narzeka, że przez to wygląda pięć razy starzej. W dodatku ma te odstające uszy, ale na nie uskarża się jakoś mniej. Przynajmniej rzadziej. Jeśli chodzi o ubiór, to trudno jakkolwiek sklasyfikować styl Johnnego. Uwielbia wygrzebywać starocie z lumpeksów, bo jak sam mówi, są oryginalne i vintage. Lubi wszelkie luźnie koszule w szalone wzory, wygodne dżinsy, przyduże swetry, koszulki z nazwami mało znanych zespołów (pretekst, żeby zacząć o nich gadać i pokazać znajomym najlepsze piosenki). Tysiące warstw, czy to golf pod koszulką i narzucona na to flanela, albo kołnierzyk wykrochmalonej koszuli wystający zza dużej bluzy jakiegoś uniwersytetu – im więcej, tym lepiej, nawet jeżeli ma się utopić w kalifornijskim słońcu. W dodatku ma dziwne zamiłowanie do czapek, czy to beanie, czy takich z daszkiem. Jeżeli obudzi się z wystarczającą dużą ilością adrenaliny we krwi (a może odwagi, trudno powiedzieć), potrafi założyć na siebie spódnicę, taką dłuższą, do kostek, która bardziej przypomina spodnie o baaardzo szerokich nogawkach, niż spódnicę. Bo hej, najważniejsza jest wygoda i samopoczucie, tak? A w sumie nie aż tak tragicznie wygląda, więc czemu nie? Uwielbia wszelkie srebrne łańcuchy i łańcuszki, naszyjniki i wisiorki, przypomina w tym trochę srokę. Ogólnie przepada za biżuterią. Nosi pierścionki, czasem nawet bransolety (choć praktycznie zawsze stare opaski z koncertów i festiwali obejmują jego nadgarstki), ale nawet gdy pozbędzie się innych świecidełek, na szyi zawsze ma minimalnie jeden łańcuszek (oprócz wiecznego nieśmiertelnika, z którym się nie rozstaje, a jeżeli nie pasuje mu do stroju, to chowa go pod ubranie). Oprócz tego jest dość rozpoznawalny po tym, że zawsze ma pomalowane paznokcie. Za każdym razem inaczej: raz czarne, drugi raz białe, czy inny kolor, czasem i nawet z brokatem – nigdy nie w naturalnym odcieniu.
Historia sprzed dołączenia do klubu | Wszystko zaczęło się od tego, że Diego Mendoza przypadkiem trafił do jednego z szemranych zaułków El Paso gdzie, jakimś cudem, został wkręcony w nielegalny wyścig. Przegrał pieniądze, ale za to miał szansę poznać zwycięzcę, Ramonę Díaz. Traf chciał, że zaczęli wpadać na siebie coraz częściej, jakby los miał w planach połączenie ich. W 1992 roku wzięli ślub i po dwóch latach na świecie pojawił się ich syn. Dzieciństwo Johnny spędził na walizkach, bo ojciec jeździł po prywatnych willach, zajmując się organizacją ogrodów miliarderów, a matka szybowała między El Paso, Mexico City i pojedynczymi miastami na granicy dwóch państw. Systematycznie zmieniał szkoły, z anglojęzycznych na hiszpańskie, raz w USA, raz w Meksyku (na szczęście od urodzenia miał podwójne obywatelstwo, więc z tym nie było problemu), nie utrzymując nigdy bliższych znajomości ze szkolnymi rówieśnikami, zawsze sam. Dwunastoletni Johnny praktycznie nie widywał matki, która znikała na tygodnie, wyjeżdżając w głąb Stanów na delegacje (przynajmniej tak były przez nią nazywane). Po roku praktycznej nieobecności w domu zostało postanowione, że cała rodzina przeniesie się do Chihuahua, gdzie Ramona miała mieć bardziej stabilną posadę. Wyglądało na to, że wszystko się ustatkowało. Diego otworzył salon i Edén przestał istnieć na granicy świadomości i plotek, a stał się jedną z bardziej prestiżowych firm ogrodniczych w Meksyku. Matka przestała znikać z domu i na konto zaczęły napływać pieniądze. Wszystko było dobrze. Za dobrze. Lato 2008 roku przyszło szybko i miało nie różnić się od wszystkich innych. Jednak było inaczej. Pewnego wieczoru Ramona zniknęła z domu, wspominając coś o wyścigu. Nie wróciła.
Trudno było Diego otrząsnąć się z żałoby, w której się pogrążył. Zamknął firmę i popadł w katatonię. Bez matki i stabilnego napływu gotówki (chociaż nie zawsze była zebrana w legalny sposób, przynajmniej na wszystko wystarczało), pieniędzy powoli zaczęło brakować. Jedzenia było zbyt mało, nawet lunche w szkole były za drogim wydatkiem. Dlatego synalek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zaczęło się od małych rzeczy, takich jak zabieranie pojedynczych przedmiotów z pobliskiej bodegi. Potem zmieniło się w torebki starszych, nieuważnych pań na przystankach autobusowych oraz portfele i telefony z bezmyślnie pozostawionych samochodów. Drobne kradzieże przekształciły się w sprzedaż narkotyków i obrót broni. Johnny wpadł w błędne koło przestępczości, ale przynajmniej mieli z ojcem pieniądze. Różni ludzie różnie radzą sobie z żałobą. Dla Johnnego był to dreszczyk adrenaliny i tępy ból maszyny do tatuażu. Jak tylko skończył liceum, postanowił pomóc ojcu wrócić do pionu w inny sposób. Po tym, jak zamknęli jednego z jego wspólników (a on sam był niezwykle blisko aresztu), nie chcąc sam wylądować za kratkami i pozbawić ojca źródła dochodu, Johnny przekonał starego Mendozę do przeprowadzki do Kalifornii i rozpoczęcia życia od nowa. Tam Diego otworzył Edén po raz kolejny. Firma szybko zyskała popularność w światku celebrytów i ojciec mógł zająć się czymś, co nie przypominałoby mu o stracie. Johnny zapisał się do pobliskiego community college i po dwóch latach ukończył naukę. Z tytułem technika informatyka zaczął dorywcze prace w okolicy, w wolnym czasie zagłębiając się w kody. Wtedy również w życiu Mendozów pojawiła się Justine McCarthy. Po niecałym roku związku wzięła z Diego ślub cywilny i nagle z dwójki osób rodzina powiększyła się do czterech. Sam Baby, nie mając ochoty integrować się z nową częścią codzienności (bo według niego Justine zdecydowanie zbyt szybko i nagle pojawiła się w ich życiu) skupił się na kodowaniu i wygrzebywaniu informacji, zamknięty w pokoju, z muzyką bijącą po uszach. Po jakimś czasie stał się dość rozpoznawalny między innymi hakerami w obrębie Kalifornii. Tak właśnie złapał zainteresowanie Blackwood Beast. Potrzeba adrenaliny i wyrwania się z domu wygrała nad kwaśnymi wspomnieniami (ostre spojrzenia i ostre noże matki, bijące w gardle serce, po tym, jak znowu omsknął się o zderzenie z policjantem) i tak właśnie Baby wylądował w kryminalnym półświatku po raz kolejny. Ale teraz będzie lepiej. Przynajmniej tak wmawia sobie Johnny.
Rodzina i przyjaciele |
- Diego Mendoza– ojciec, rodowity Meksykanin i dumny kontynuator rodzinnej firmy Edén, zajmującej się luksusowym ogrodnictwem. Mimo tego, że nie popiera decyzji syna o wstąpieniu do gangu, wie, że jego wkład pomógł w utrzymaniu domu, dopóki nie pojawiła się macocha. Mają z Johnnym dobry kontakt, chociaż z dnia na dzień pogarsza się, niby powoli, ale wciąż, niezmiennie. Baby nie jest zły na niego, że znalazł sobie kobietę, ba, wręcz się cieszy, bo wciąż pamięta stan ojca po śmierci matki, ale wciąż czuje lekki niesmak do całej sytuacji.
- Ramona Díaz Mendoza – matka, zmarła w wypadku dwanaście lat temu. Sama zajmowała się szemranym biznesem i brała udział w nielegalnych wyścigach (przez jeden z nich właśnie straciła życie) i Johnny sam nie wie, czy to dlatego poszedł w jej ślady, czy może dlatego, że nie miał innej opcji. Mimo swojej ostrej i nieprzewidywalnej fasady była ciepłą i dbającą kobietą, a przynajmniej tak została zapamiętana przez rodzinę. Johnny zdążył przez dekadę wyrzucić z głowy złe wspomnienia związane z Ramoną i teraz trzyma tylko te pozytywne. Prawdopodobnie ojciec zrobił to samo. Ale co mają robić, wyliczać wady kogoś, kto już dawno zniknął z powierzchni Ziemi?
- Justine McCarthy – macocha, wypalona gwiazda Hollywood. Zagrała w trzech znanych filmach i zniknęła z afiszów. Pieniądze i chęć zabawy została, więc szybko znalazła sobie mężczyznę do towarzystwa, a Diego Mendoza nie narzekał. Mimo trudnych początków ich związku kochają siebie. Przynajmniej tak to wygląda. To dobra, choć dosyć zastała w swoich poglądach kobieta. Próbuje być miła dla przyszywanego synka, ale i ona i Johnny dobrze wiedzą, że nigdy nie będą się uwielbiać, więc stawiają na tolerowanie się nawzajem (chociaż i tak Johnny nigdy w życiu nie mówił na nią "mama". I nie zamierza). Przynajmniej jej pozostałość po sławie daje im szansę na dogodne życie. No i prawdziwego, całego indyka na Dziękczynienie.
- Harrison McCarthy – młodszy o dziesięć lat przyszywany brat, który pojawił się w domu razem z Justine. Jako jedyny poza ojcem wie, że Johnny jest członkiem Blackwood Beast i chociaż za nim nie przepada, nie wydał i nie zamierza go wydać. Ubzdurał sobie, że zostanie naczelnym bad boyem i również wstąpi do gangu, chociaż w jego przypadku chce to zrobić ot, tak, dla zachcianki. Na razie mu się to nie udało i nie wygląda, by wyszło na to w przyszłości. Gdyby nie to, że na siłę próbuje się wywyższać, nie byłby taki zły. No i gdyby nie podbierał Baby drobnych i trawy.
- Valencía Moreño – pierwsza, która do niego podeszła, gdy dostał skórzaną kurtkę Blackwood Beast. Pomogła mu oswoić nowiutki motocykl i nauczyła zmiany perspektywy, z której oglądał macochę i jej dzieciaka. Trzymają się razem, w klubie i poza nim. Z Valencíi jest niezły drań, nie pozwala innym dyktować jej życia, niezależna jak mało kto. Niektórzy, nawet bliscy jej członkowie klubu, w życiu nie widzieli u niej innego wyrazu twarzy niż beznamiętna obojętność. Dba o Baby jak o rodzonego młodszego brata, chociaż nie różnią się na tyle wiekiem, by mogła się z tego tak tłumaczyć. Valencía i Johnny spędzają razem wieczory zalane stereotypową tequilą i nachosami, obgadując wszystkich w mieście hiszpańskimi szeptami, bo w końcu tutaj się mówi po angielsku, kto zrozumie?
- Vanya Izaak Lazarev – ying do jego yang, Bonnie do jego Clyde'a (tylko tak platonicznie, bez romansu), Thelma do jego Louise. Vanya i Johnny dopełniają się w dziwnie perfekcyjny sposób, w pracy i poza nią. I choć Baby nie jest w sumie pewien, czy Sucker nazwałby go swoim przyjacielem, Johnny bez wahania powiedziałby, że Vanya jest jego powiernikiem, najbardziej zaufaną osobą, najlepszym przyjacielem. Do grobowej deski, czy coś tam. Przynajmniej Baby na pewno zapędziłby się do grobu, jeżeli miałoby to uratować życie Vanyi. Oby tylko ten myślał tak samo.
Partner/Zauroczenie | Dawno nie spędził z nikim więcej niż jedną, dwie noce. Niby mówi, że jemu to tam nie przeszkadza, ale gdzieś tam w głębi, w środku, nie pogardziłby drugą połówką.
Pojazd |
Harley–Davidson VRSC z 2012 roku, siła estetyki matowej czerni. Do zestawu ma kask w tym samym kolorze, z czerwonym obrysem otwartego oka za szybą z lewej strony. Jeżeli ma wykonać jakąś dłuższą podróż, to rusza po swojego
Cadillaca Coupe de Ville , prosto z lat pięćdziesiątych. Systematycznie co pół roku ma zmieniany kolor lakieru. Teraz, po ponad roku pudrowego różu, wóz przeszedł metamorfozę, żeby pasować do najnowszych włosów Johnnego.
Zwierzak | Cleopatra
Ciekawostki |
- Przez wypadek z bronią Johnny jest niedosłyszący na prawe ucho. Na szczęście ślepak jedynie drasnął głowę chłopaka, ale zamiast wielkich blizn (pozostała mu ta mała, bo szybko przewieźli go do pobliskiego szpitala) ostał mu się nadwyrężony słuch. Osiemnastoletni wtedy Baby dość szybko nauczył się języka migowego (łagodnie mówiąc, miał na tę naukę niezłe parcie, bo tygodnie nudy w szpitalnym łóżku nie były dobre dla jego psychiki, więc chciał zająć się czymkolwiek), chociaż lewe ucho jest stuprocentowo sprawne (w prawym nie słyszy praktycznie nic, choć szumy, tak czy siak, czasami się pojawiają). Dlatego zdarza mu się migać podczas rozmowy i z reguły, jeżeli kogoś słucha, przekręca głowę (przez co czasem wygląda jak ogłupiały szczeniak z filmików internetowych) tak, by lepiej słyszeć. Nie przeszkadzają mu pytania innych, ale nie uważa siebie za ani trochę mniej sprawnego od tych, którzy słyszą perfekcyjnie z dwóch stron.
- Do jakiejkolwiek dłuższej pracy przy komputerze zakłada okulary ze specjalnymi szkłami. Są to srebrne, okrągłe oprawki z lekko niebieskawym zabarwieniem soczewki. Pytającym o nie żartobliwie odpowiada, że skoro słuch już ma zły, to wzrok źle by było stracić.
- Nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu na dłużej niż średnio dziesięć minut. Wierci się jak opętany, czy dzieciak na przydługim koncercie muzyki klasycznej. Podobno to przez ADHD, ktoś inny wspominał, że to wina kokainy, którą kiedyś systematycznie brał. Sam Johnny mówi, że po prostu nie może znaleźć wygodnej pozycji.
- Ma niemałą awersję do broni palnej (może to wina wypadku, może wspomnień matki, czy czegoś innego) i nosi ją tylko, kiedy naprawdę musi, w ostateczności. Praktycznie nigdzie się bez noża sprężynowego, który dostał od Valencíi na urodziny.
- Jak przystało na właściciela podwójnego obywatelstwa, Johnny wychował się w rodzinie dwujęzycznej, więc zarówno angielski, jak i hiszpański są jego ojczystymi językami. Zdarza mu się gubić pojedyncze słowa w jednym języku i zastępować je ich odpowiednikami z tego drugiego. Kiedy mówi po angielsku (szczególnie gdy nie zwraca uwagi na wymowę) słychać u niego specyficzny, latynoski akcent. Oprócz tego w szkole liznął odrobinę francuskiego, ale szybko się poddał. Do umiejętności językowych można też zaliczyć wcześniej wspomniane miganie, które towarzyszy w niektórych sytuacjach jego wypowiedziom (zwłaszcza gdy nie potrafi się wysłowić).
- Słucha muzyki z dosłownie każdego gatunku, nie jest wybredny, szczególnie gdy pracuje przy komputerze i potrzebuje czegoś brzmiącego w tle. W dodatku ma dziwne zamiłowanie do electropopu.
- W ostatnim roku, czy to przez chęć zróżnicowania swoich zainteresowań, czy wina tego, że znalazł instrument z dyskontu, zacząć grać na gitarze basowej. Tak o, dla rozluźnienia, zajęcia czymś rąk. Poza tym wcale tragicznie mu nie idzie.
- Żeby na dobre zadomowić się w Kalifornii i zaznać smaku niezależności, Baby kupił loft w jednym z wieżowców w centrum miasta, jak tylko ojciec się ustatkował. Mieszkanie jest dość przestronne jak na jedną osobę, ale w każdym rogu leżą graty, od części komputerowych po rozkręcone laptopy, stary składak z czasów, gdy skonfiskowali mu prawo jazdy i oczywiście osobny kącik przeznaczony dla Cleopatry.
Imię | Cleopatra
Płeć | Samica
Rasa | Sfinks kanadyjski bezwłosy
Opis | Jak jej imienniczka, Cleopatra jest iście królewską kocicą. Trzyletni sfinks paraduje po domu z podniesionym łbem i ogonem, stąpając ostrożnie i dumnie po gładkich posadzkach. Pełna gracji, nigdy niezdarna. Mimo swojej rasy nie jest wybitnie aktywna, chociaż lubi raz na jakiś czas pobiegać za laserem czy piórkiem na patyku. Jest za to bardzo wokalna i często słychać ją spacerującą po domu. Ufna w stosunku do innych, chociaż nigdy nie otwarta na nich aż tak jak na swojego właściciela. Johnnemu pozwala na wszystko – od budzenia jej z drzemki po zaczepki, a sama niezwykle często przychodzi do niego po czułości. W dodatku niezwykle ciekawska. Zdarza się, że Baby przyciąga ją do klubu, jeżeli ma dłużej tam siedzieć. W chłodniejsze dni musi mieć zakładane sweterki, najlepiej niebieskie, bo pasują jej do oczu. Reaguje na gwizdanie, potrafi przyjść wtedy z drugiego końca mieszkania, nawet kiedy właśnie układała się do snu.
Baby traktuje kocicę jak najdroższy skarb, oczko w głowie. Więc zastanów się, zanim skomentujesz ją w jakikolwiek sposób.