Dziewczyna po wyjściu chłopaka jeszcze przez moment stała przy ścianie
opierając się o nią. To był jeden z tych momentów, gdy naprawdę nie
znosiła siebie, a jeszcze bardziej swojego nazwiska. Z jednej strony
chciała trzymać go na dystans, a może nawet i odgonić od siebie, podczas
gdy z drugie zrobiło jej się naprawdę głupio, kiedy tak odebrał jej
słowa. Czasem, choćby nie ważne jak próbowała, po prostu nie nadarzała
sama za sobą. A co dopiero inni? Naprawdę chciałaby go poznać bliżej,
ale jednocześnie nie bo bała się po prostu wchodzenia w jakiekolwiek
relacje, po jej ostatniej dość burzliwej, a przede wszystkim toksycznej.
To był wystarczający powód aby trzymać wszystkich na dystans. I tego
dnia ewidentnie o tym zapomniała sądząc po tym, jak mocno pozwoliła się
sobie otworzyć. Wciąż nie wiedziała dlaczego właściwie pozwoliła sobie
na wypowiedzenie większości z tych zdań.
Po jej głowie jednak najgłośniej krążyły ostatnie słowa, które Julian do niej wypowiedział. Coraz mniej mogła zrzucić na stan upojenia alkoholowego, a przede wszystkim nie mogła zrobić tego aby wyjaśnić dreszcz jaki przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa w odpowiedzi na jego deklarację. Bardzo chciała wiedzieć skąd wzięła się ta reakcja. Może wynikało to po części z tego jak blisko niej się znalazł? A może dlatego, że zazwyczaj kiedy prawda wychodziła na jaw, osoba nagle przestawała utrzymywać z nią kontakt. Zazwyczaj jej brat był dobrym straszakiem na wszelkich facetów w jej otoczeniu. I nie dziwiła się im. Sama nigdy by tego na głos nie przyznała, ale momentami również obawiała się go. Bywał dość brutalny i cholernie precyzyjny w działaniach. Poza tym opanowanie w ekstremalnej sytuacji bywało niejednokrotnie najskuteczniejszą formą zastraszenia. A Xavier Ravenwood opanował ją do perfekcji. I wiedziała, że on będzie zawsze największą przeszkodą do pokonania w każdej sytuacji. Zyt wiele razy to przerabiała, aby o tym zapomnieć.
Jęknęła, kiedy za bardzo odchylił głowę do tyłu uderzając nią mocno o ścianę. Skrzywiła się odsuwając się i dotknęła delikatnie potylicy. Witaj siniaku. Wsunęła palce we włosy, zagarniając je do tyłu. Ruszyła powolnym krokiem z powrotem do kuchni, gdzie schowała kubki do zmywarki. Rozsiadła się przy stole, a na jej kolanach wylądował łeb Diablo. Uśmiechnęła się lekko do zwierzaka, głaszcząc go przy po głowie. Ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzała na wyświetlacz i miała wrażenie, że krew odpłynęła jej z twarzy. Wystarczył jej, że zobaczyła imię tego przeklętego faceta, aby jej dopiero odzyskany spokój, ponownie runął.
- Bardzo na rozrabiałam? – Rozległ się głos za nią.
Wzięła głęboki wdech starając się uspokoić. Odwróciła się i w wejściu do pomieszczenia zobaczyła zaspaną rudowłosą. Wyglądała jakby przejechała ją co najmniej ciężarówka.
- Nie no coś. Byłaś potulna jak baranek. Na przyszłość podrzucę cię od razu do burdelu – prychnęła bez chwili zastanowienia.
- Wiem co próbujesz zrobić, ale nie ma ze mną tak łatwo. Przypominam ci, że nie udało ci się mnie odgonić od siebie przez ostatnie siedem lat. Co jest grane? – Zapytała zmartwiona rudowłosa siadając obok niej i położyła dłoń na jej ręce.
- Nic poza tym co zwykle – powiedziała smętnym tonem. - Tonę w gównie po same uszy. Zresztą jak zwykle…
Po jej głowie jednak najgłośniej krążyły ostatnie słowa, które Julian do niej wypowiedział. Coraz mniej mogła zrzucić na stan upojenia alkoholowego, a przede wszystkim nie mogła zrobić tego aby wyjaśnić dreszcz jaki przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa w odpowiedzi na jego deklarację. Bardzo chciała wiedzieć skąd wzięła się ta reakcja. Może wynikało to po części z tego jak blisko niej się znalazł? A może dlatego, że zazwyczaj kiedy prawda wychodziła na jaw, osoba nagle przestawała utrzymywać z nią kontakt. Zazwyczaj jej brat był dobrym straszakiem na wszelkich facetów w jej otoczeniu. I nie dziwiła się im. Sama nigdy by tego na głos nie przyznała, ale momentami również obawiała się go. Bywał dość brutalny i cholernie precyzyjny w działaniach. Poza tym opanowanie w ekstremalnej sytuacji bywało niejednokrotnie najskuteczniejszą formą zastraszenia. A Xavier Ravenwood opanował ją do perfekcji. I wiedziała, że on będzie zawsze największą przeszkodą do pokonania w każdej sytuacji. Zyt wiele razy to przerabiała, aby o tym zapomnieć.
Jęknęła, kiedy za bardzo odchylił głowę do tyłu uderzając nią mocno o ścianę. Skrzywiła się odsuwając się i dotknęła delikatnie potylicy. Witaj siniaku. Wsunęła palce we włosy, zagarniając je do tyłu. Ruszyła powolnym krokiem z powrotem do kuchni, gdzie schowała kubki do zmywarki. Rozsiadła się przy stole, a na jej kolanach wylądował łeb Diablo. Uśmiechnęła się lekko do zwierzaka, głaszcząc go przy po głowie. Ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzała na wyświetlacz i miała wrażenie, że krew odpłynęła jej z twarzy. Wystarczył jej, że zobaczyła imię tego przeklętego faceta, aby jej dopiero odzyskany spokój, ponownie runął.
- Bardzo na rozrabiałam? – Rozległ się głos za nią.
Wzięła głęboki wdech starając się uspokoić. Odwróciła się i w wejściu do pomieszczenia zobaczyła zaspaną rudowłosą. Wyglądała jakby przejechała ją co najmniej ciężarówka.
- Nie no coś. Byłaś potulna jak baranek. Na przyszłość podrzucę cię od razu do burdelu – prychnęła bez chwili zastanowienia.
- Wiem co próbujesz zrobić, ale nie ma ze mną tak łatwo. Przypominam ci, że nie udało ci się mnie odgonić od siebie przez ostatnie siedem lat. Co jest grane? – Zapytała zmartwiona rudowłosa siadając obok niej i położyła dłoń na jej ręce.
- Nic poza tym co zwykle – powiedziała smętnym tonem. - Tonę w gównie po same uszy. Zresztą jak zwykle…
***
Trzy dni po tym nie do końca udanym wypadzie, ponownie wcisnęła się
sukienkę. Stała przed klubem z zniecierpliwieniem tupiąc nogą. Wszyscy
jej przyjaciele, czyli dwójka, która wciąż z nią wytrzymywała, mieli
jeden potężny minus. Wciąż się spóźniali na każde umówione spotkanie.
Zerknęła z poirytowaniem na zegarek, po czym rozejrzała się dokoła. W
końcu na horyzoncie pokazał się znajomy blond włosy czerep. Westchnęła z
ulgą na jego widok, po czym ruszyła w jego kierunku.
- Następnym razem wyjdę pół godziny później, niż się umówiliśmy - powiedziała na przywitanie, stając przed nim z zaplecionymi ramionami na piersi.
- Oj no przepraszam cię, ale były korki...
- Prędzej uwierzyłabym w kosmitów niż w to, że były korki kiedy szedłeś tu na piechotę – przerwała mu patrząc na niego sceptycznie.
Jej wieloletni przyjaciel Colin machnął jedynie ręką nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusje. Sama postanowiła, że koniec z kłótniami z nim, kiedy dopiero co rzucił go chłopak. Jeden dzień litości, należy się każdemu. Złapała go pod rękę po czym udała się wraz z nim do klubu. Po przekroczeniu progu w ich uszy wdarła się głośna muzyka. Blondyn odwrócił się do niej przodem i śmiesznie poruszając biodrami pociągnął ją za sobą od razu na parkiet. Dziewczyna nie mogła nie zaśmiać się na ten widok. Z Colinem jakoś trudno było zachowywać jej sukowatą powagę. Chłopak był po prostu jak chodząca kulka szczęścia i aż zarażał radością. Po przetańczeniu paru piosenek, dziewczyna udała się w kierunku baru. Rozsiadła się wygodnie na stołku i wyciągnęła swój telefon. Wywróciła oczami widząc dwie suche wiadomości od brata informujące o rodzinnym obiedzie w przyszłym tygodniu, o którym mam pamiętać. Tylko on potrafi tak formalnie przedstawić wesołe zaproszenia naszej matki. Kolejna wiadomość była ponownie od niego z kolejnym błaganiem o spotkanie.
- A kogo to moje oczy widzą? – Poderwała głowę znad telefonu słysząc znajomy głos.
Jej oczom ukazał się poznany niedawno brunet. Przerzucił przez ramię ścierkę przyglądając się jej, być może z małym szokiem? Nie do końca potrafiła rozszyfrować jego minę. Schowała urządzenie do torebki, odrzucając od siebie obie wiadomości.
- Julek? No tego to się nie spodziewałam – powiedziała ze słyszalnym zaskoczeniem. – Jakoś nie wyobrażałam sobie ciebie za barem. A już na pewno nie, że spotkamy się akurat tu.
- A to mieliśmy się jeszcze spotkać? – Zapytał opierając się o blat naprzeciwko niej.
- Właściwie nie wiem czy to byłby dobry pomysł… Jednocześnie mój brat nie będzie mi mówił z kim mogę rozmawiać, a z kim nie. Jego konflikty to nie do końca moja sprawa.
- A ty nie jesteś przypadkiem jedną ze stron konfliktu?
Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie, co mogło nawet zostać nie zauważone. Może i należała do Blackwood Beast z dwóch powodów. Po pierwsze była to jej rodzinna spuścizna, a przywiązanie do rodziny wciąż jest dla niej ważne mimo kilku trudnych lat, podczas których praktycznie nie rozmawiali. A po drugie wiedziała, że zostawienia Xaviera samego mogłoby być przypieczętowaniem jego autodestrukcji. To czy faktycznie popierała wrogość między kuzynostwem było inną częścią, nad którą wolała nie się w tej chwili nie zastanawiać.
- A ty przypadkiem tu nie pracujesz? -Zapytała unikając odpowiedzi na jego pytanie. - Może popiszesz się umiejętnościami, zamiast gadać.
- Następnym razem wyjdę pół godziny później, niż się umówiliśmy - powiedziała na przywitanie, stając przed nim z zaplecionymi ramionami na piersi.
- Oj no przepraszam cię, ale były korki...
- Prędzej uwierzyłabym w kosmitów niż w to, że były korki kiedy szedłeś tu na piechotę – przerwała mu patrząc na niego sceptycznie.
Jej wieloletni przyjaciel Colin machnął jedynie ręką nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusje. Sama postanowiła, że koniec z kłótniami z nim, kiedy dopiero co rzucił go chłopak. Jeden dzień litości, należy się każdemu. Złapała go pod rękę po czym udała się wraz z nim do klubu. Po przekroczeniu progu w ich uszy wdarła się głośna muzyka. Blondyn odwrócił się do niej przodem i śmiesznie poruszając biodrami pociągnął ją za sobą od razu na parkiet. Dziewczyna nie mogła nie zaśmiać się na ten widok. Z Colinem jakoś trudno było zachowywać jej sukowatą powagę. Chłopak był po prostu jak chodząca kulka szczęścia i aż zarażał radością. Po przetańczeniu paru piosenek, dziewczyna udała się w kierunku baru. Rozsiadła się wygodnie na stołku i wyciągnęła swój telefon. Wywróciła oczami widząc dwie suche wiadomości od brata informujące o rodzinnym obiedzie w przyszłym tygodniu, o którym mam pamiętać. Tylko on potrafi tak formalnie przedstawić wesołe zaproszenia naszej matki. Kolejna wiadomość była ponownie od niego z kolejnym błaganiem o spotkanie.
- A kogo to moje oczy widzą? – Poderwała głowę znad telefonu słysząc znajomy głos.
Jej oczom ukazał się poznany niedawno brunet. Przerzucił przez ramię ścierkę przyglądając się jej, być może z małym szokiem? Nie do końca potrafiła rozszyfrować jego minę. Schowała urządzenie do torebki, odrzucając od siebie obie wiadomości.
- Julek? No tego to się nie spodziewałam – powiedziała ze słyszalnym zaskoczeniem. – Jakoś nie wyobrażałam sobie ciebie za barem. A już na pewno nie, że spotkamy się akurat tu.
- A to mieliśmy się jeszcze spotkać? – Zapytał opierając się o blat naprzeciwko niej.
- Właściwie nie wiem czy to byłby dobry pomysł… Jednocześnie mój brat nie będzie mi mówił z kim mogę rozmawiać, a z kim nie. Jego konflikty to nie do końca moja sprawa.
- A ty nie jesteś przypadkiem jedną ze stron konfliktu?
Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie, co mogło nawet zostać nie zauważone. Może i należała do Blackwood Beast z dwóch powodów. Po pierwsze była to jej rodzinna spuścizna, a przywiązanie do rodziny wciąż jest dla niej ważne mimo kilku trudnych lat, podczas których praktycznie nie rozmawiali. A po drugie wiedziała, że zostawienia Xaviera samego mogłoby być przypieczętowaniem jego autodestrukcji. To czy faktycznie popierała wrogość między kuzynostwem było inną częścią, nad którą wolała nie się w tej chwili nie zastanawiać.
- A ty przypadkiem tu nie pracujesz? -Zapytała unikając odpowiedzi na jego pytanie. - Może popiszesz się umiejętnościami, zamiast gadać.
Julian?
(1010 słów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz