Dziewczyna otworzyła szafkę wiszącą przy zlewie i wyciągnęła z niego dwa
kubki. Po pytaniu chłopaka odwróciła się głowę, aby spojrzeć na niego
przez ramię.
- Myślę, że poradzę sobie z kubkami i czajnikiem – odparła, delikatnie
się uśmiechając, po czym przeszła do następnej szafki aby wyjąć pojemnik
ze zmieloną kawą.
Nie poznawała sama siebie. Jej normalnie niewyparzony język, zaginął
gdzieś po drodze, a pewność siebie, która powalała na kolana,
postanowiła sobie wyemigrować. Znana maska zniknęła, nie mając zamiaru
przebywać na jej twarzy ani chwili dłużej. Zazwyczaj nie pozwalała sobie
na ani moment wyjścia z roli, którą na siebie narzuciła. Tym razem nie
miała siły udawać dłużej znanej wszystkim Shay. Nie chciała nawet wnikać z
czego to wynikało – zmęczenia, alkoholu czy szoku po tym co wydarzyło
się pod klubem. Zerknęła kątem oka, na chłopaka, który rozglądał się po
pomieszczeniu. Ciszę w pomieszczeniu przerwał gwizd czajnika, który
chwilę później złapała Shay. Napełniła kubki wodą, po czym załapała je
wraz z cukiernicą i podeszła do stołu, na którym odstawiła rzeczy.
Rozsiadła się naprzeciwko chłopaka, przesuwając jeden z kubków w jego
stronę. Wzięła łyk gorącego napoju parząc sobie język, po czym spojrzała
uważnie na Juliana.
- Powiem ci Julek, że mnie zaskoczyłeś mnie pod tym klubem – zaczęła
powoli, bawiąc się kubkiem. Ciemnowłosy podniósł jedną brew nie do końca
rozumiejąc co dziewczyna ma na myśli. Lub udając, że nie wie. Zebrała w
sobie pozostałe pokłady odwagi, aby uniknąć niezręcznej ciszy. –
Prędzej spodziewałabym się, że olejesz sprawę lub wykorzystasz, abym
wdzięczna wpadła w twoje ramiona. Znaczy nie chcę cię urazić, ale po
prostu na takiego mi się wykreowałeś. Na gościa, z którym prędzej
skończę ten wieczór na górze w sypialni, a nie w kuchni z kubkiem kawy.
- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz – powiedział z delikatnym
uśmiechem. – A zapewne sama wiesz, jak to jest z tym ocenianiem
powierzchownym.
- I vice versa, kolego. – Zapadła chwila ciszy, którą przerwała
nieśmiało. - W ogóle to nie podziękowałam ci, za wstawienie się za nas. W
końcu to był twój przyjaciel i mogłeś się w to nie mieszać…
- Przyjaciel czy nie, lekcja kultury mu się przyda. Mogę tolerować dużo,
ale nie taki brak szacunku wobec kobiet. Poza tym to nie było nic
takiego… Po prostu mu się należało.
- Może gdybym była trzeźwa też doszła do takiego wniosku. I zapewne
opieprzyłabym cię za wtrącanie się – dodała po chwili z zastanowieniem,
na co chłopak parsknął. Spojrzała na niego teatralnie kładąc sobie dłoń
na sercu. – Ale co jest w tym śmiesznego? Poważnie nakopałabym ci za
udzielenie mi pomocy. A ten jeden raz kiedy powinnam okazać moją
waleczność, moja zewnętrzna suka zamknęła się. Wyglądała na to, że jest
cicho tylko wtedy, gdy w grę wejdzie alkohol. I w sumie nie wiem, po co
ci to mówię.
Ciemnowłosy już miał dodać coś od siebie, kiedy po domu rozeszło się
głośne szczekanie. Julian odwrócił głowę w stronę wejścia, aby zobaczyć
jak do kuchni wbiega czarne bydle. Doberman zatrzymał się w wejściu
szczerząc kły na obcego. Pies okrążył mebel kierując się do
właścicielki, nieprzerwanie warcząc i nie spuszczał swojego wzroku z
chłopaka. Shay wywróciła oczami, jednocześnie uspokajając zwierzę.
- Przepraszam za to niewychowane bydle, ale nie przepada za obcymi. Ale
zapłon to masz –parsknęła do psa, głaszcząc go po głowie. –Okradli y
nas, a ty byś nie zauważył.
Diablo rozsiadł się przy krześle dziewczyny z pyskiem zwróconym wciąż
przed siebie. Nie miał zamiaru spuścić oka z niego, aby nie przegapić
zagrożenia z jego strony. W końcu był jej jedynym ochroniarzem.
- Zadziorny po pani? –Zapytał Julian ze cwanym uśmieszkiem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmieszek, opierając głowę na dłoni. Cieszyła
się, że porzucił niewygodny temat przechodząc do luźniejszych spraw.
Naprawdę nie wiedziała co ją wzięło tak na gadanie. Może po prostu
potrzebowała tego? Każdy wie, że czasem lepiej jest się wygadać komuś
nieznajomemu i pozbyć się choć trochę ciężaru. A ona swój dźwiga o pięć
lat za długo. I jedynie sobie dokłada. A może podświadomie czuła, że
akurat on ją zrozumie, bo sam dźwiga własne problemy? Tu nie miała
pewności, ale czuła, że ma przed sobą kogoś podobnego. Kto jak i ona gra
kogoś, kim nie jest.
- Niech zgadnę, nie możesz przestać myśleć o tym, jak cię zostawiłam na
tym parkiecie. - Mówiąc to przygryzła dolną wargę, czując jak jego
spojrzenie pada na jej usta.
- No wiesz do tej pory, żadna tak po prostu nie odeszła po czymś takim.
- Oj Juleczku bo zaraz zrobi mi się przykro, że wciąż uważasz że jestem jak inne. To łamie mi serduszko.
- Nie uwierzę, że tak łatwo cię złamać, Shay.
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak proste to było. A przynajmniej, kiedy
zaprzestawała budowanie swojego bezpiecznego muru. Czasem miała wręcz
wrażenie, że bardziej nie da się jej złamać. Całe szczęście los usilnie
udowadniał jej jakie jest to proste. Mimo że nikt tego nie widział. Bo
nigdy na to nie pozwalała. Szaro włosa podniosła wzrok napotykając jego
ciemnobrązowe spojrzenie. Wpatrzyła się w jego oczy, w których przez
moment dostrzegła wesołe błyski, które zniknęły pod siłą jej wzroku. Nie
wiedziała co takiego dostrzegł, że momentalnie czekoladowe oczy
spoważniały.
- Nie tylko ty nakładasz maskę –odparła cicho. - Pod tym względem niewiele się różnimy.
Spuściła wzrok, czując jednocześnie jak na jej policzkach zakwitają
rumieńce. Poderwała się z miejsca zbierając puste kubki. Julian patrzył
na nią zaskoczony, nie do końca rozumiejąc co właśnie miało miejsce.
Shaylyn poczuła się podobnie, właściwie nie potrafiąc odpowiedzieć sobie
dlaczego w ogóle zeszła na takie tematy. Czasem naprawdę potrzebowała
jakiegoś wyłącznika, aby zastopować pewne działania. Po co wdawał się w
takie rozmowy z gościem, którego poznała parę godzin temu? Na co to
komu? Znaczy świetnie zrobiła z siebie idiotkę. W tym właśnie osiągnęła
mistrzostwo. Zdecydowanie koniec z alkoholem… Na jakiś czas.
Kompromitacji jej wystarczy. Nie pozostało jej nic, tylko udawać, że to
się nie wydarzyło. Czas narzucić maskę ponownie i nie ściągać jej.
Wstawiła kubki do zlewu po czym odwróciła się do chłopak ze swoim
służbowym uśmiechem numer dwadzieścia siedem.
- Dobra Julek, nie chcę cię wyganiać, ale ja powinnam się już położyć
zanim zrobię jeszcze jakąś głupotę. W stylu chodź pokażę ci moją
sypialnię. Bo przepraszam bardzo, ale straciłeś swoją okazję, kiedy nie
rzuciłeś się na mnie jak dzikie zwierzę, po położeniu mojej koleżanki.
Juleczku? No racja kawa na pijaka zbliża...
(1011)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz