środa, 18 listopada 2020

Od Shaylyn cd Christiana

Dziewczyna otworzyła szafkę wiszącą przy zlewie i wyciągnęła z niego dwa kubki. Po pytaniu chłopaka odwróciła się głowę, aby spojrzeć na niego przez ramię.
- Myślę, że poradzę sobie z kubkami i czajnikiem – odparła, delikatnie się uśmiechając, po czym przeszła do następnej szafki aby wyjąć pojemnik ze zmieloną kawą.
Nie poznawała sama siebie. Jej normalnie niewyparzony język, zaginął gdzieś po drodze, a pewność siebie, która powalała na kolana, postanowiła sobie wyemigrować. Znana maska zniknęła, nie mając zamiaru przebywać na jej twarzy ani chwili dłużej. Zazwyczaj nie pozwalała sobie na ani moment wyjścia z roli, którą na siebie narzuciła. Tym razem nie miała siły udawać dłużej znanej wszystkim Shay. Nie chciała nawet wnikać z czego to wynikało – zmęczenia, alkoholu czy szoku po tym co wydarzyło się pod klubem. Zerknęła kątem oka, na chłopaka, który rozglądał się po pomieszczeniu. Ciszę w pomieszczeniu przerwał gwizd czajnika, który chwilę później złapała Shay. Napełniła kubki wodą, po czym załapała je wraz z cukiernicą i podeszła do stołu, na którym odstawiła rzeczy. Rozsiadła się naprzeciwko chłopaka, przesuwając jeden z kubków w jego stronę. Wzięła łyk gorącego napoju parząc sobie język, po czym spojrzała uważnie na Juliana.
- Powiem ci Julek, że mnie zaskoczyłeś mnie pod tym klubem – zaczęła powoli, bawiąc się kubkiem. Ciemnowłosy podniósł jedną brew nie do końca rozumiejąc co dziewczyna ma na myśli. Lub udając, że nie wie. Zebrała w sobie pozostałe pokłady odwagi, aby uniknąć niezręcznej ciszy. – Prędzej spodziewałabym się, że olejesz sprawę lub wykorzystasz, abym wdzięczna wpadła w twoje ramiona. Znaczy nie chcę cię urazić, ale po prostu na takiego mi się wykreowałeś. Na gościa, z którym prędzej skończę ten wieczór na górze w sypialni, a nie w kuchni z kubkiem kawy.
- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz – powiedział z delikatnym uśmiechem. – A zapewne sama wiesz, jak to jest z tym ocenianiem powierzchownym.
- I vice versa, kolego. – Zapadła chwila ciszy, którą przerwała nieśmiało. - W ogóle to nie podziękowałam ci, za wstawienie się za nas. W końcu to był twój przyjaciel i mogłeś się w to nie mieszać…
- Przyjaciel czy nie, lekcja kultury mu się przyda. Mogę tolerować dużo, ale nie taki brak szacunku wobec kobiet. Poza tym to nie było nic takiego… Po prostu mu się należało.
- Może gdybym była trzeźwa też doszła do takiego wniosku. I zapewne opieprzyłabym cię za wtrącanie się – dodała po chwili z zastanowieniem, na co chłopak parsknął. Spojrzała na niego teatralnie kładąc sobie dłoń na sercu. – Ale co jest w tym śmiesznego? Poważnie nakopałabym ci za udzielenie mi pomocy. A ten jeden raz kiedy powinnam okazać moją waleczność, moja zewnętrzna suka zamknęła się. Wyglądała na to, że jest cicho tylko wtedy, gdy w grę wejdzie alkohol. I w sumie nie wiem, po co ci to mówię.
Ciemnowłosy już miał dodać coś od siebie, kiedy po domu rozeszło się głośne szczekanie. Julian odwrócił głowę w stronę wejścia, aby zobaczyć jak do kuchni wbiega czarne bydle. Doberman zatrzymał się w wejściu szczerząc kły na obcego. Pies okrążył mebel kierując się do właścicielki, nieprzerwanie warcząc i nie spuszczał swojego wzroku z chłopaka. Shay wywróciła oczami, jednocześnie uspokajając zwierzę.
- Przepraszam za to niewychowane bydle, ale nie przepada za obcymi. Ale zapłon to masz –parsknęła do psa, głaszcząc go po głowie. –Okradli y nas, a ty byś nie zauważył.
Diablo rozsiadł się przy krześle dziewczyny z pyskiem zwróconym wciąż przed siebie. Nie miał zamiaru spuścić oka z niego, aby nie przegapić zagrożenia z jego strony. W końcu był jej jedynym ochroniarzem.
- Zadziorny po pani? –Zapytał Julian ze cwanym uśmieszkiem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmieszek, opierając głowę na dłoni. Cieszyła się, że porzucił niewygodny temat przechodząc do luźniejszych spraw. Naprawdę nie wiedziała co ją wzięło tak na gadanie. Może po prostu potrzebowała tego? Każdy wie, że czasem lepiej jest się wygadać komuś nieznajomemu i pozbyć się choć trochę ciężaru. A ona swój dźwiga o pięć lat za długo. I jedynie sobie dokłada. A może podświadomie czuła, że akurat on ją zrozumie, bo sam dźwiga własne problemy? Tu nie miała pewności, ale czuła, że ma przed sobą kogoś podobnego. Kto jak i ona gra kogoś, kim nie jest.
- Niech zgadnę, nie możesz przestać myśleć o tym, jak cię zostawiłam na tym parkiecie. - Mówiąc to przygryzła dolną wargę, czując jak jego spojrzenie pada na jej usta.
- No wiesz do tej pory, żadna tak po prostu nie odeszła po czymś takim.
- Oj Juleczku bo zaraz zrobi mi się przykro, że wciąż uważasz że jestem jak inne. To łamie mi serduszko.
- Nie uwierzę, że tak łatwo cię złamać, Shay.
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak proste to było. A przynajmniej, kiedy zaprzestawała budowanie swojego bezpiecznego muru. Czasem miała wręcz wrażenie, że bardziej nie da się jej złamać. Całe szczęście los usilnie udowadniał jej jakie jest to proste. Mimo że nikt tego nie widział. Bo nigdy na to nie pozwalała. Szaro włosa podniosła wzrok napotykając jego ciemnobrązowe spojrzenie. Wpatrzyła się w jego oczy, w których przez moment dostrzegła wesołe błyski, które zniknęły pod siłą jej wzroku. Nie wiedziała co takiego dostrzegł, że momentalnie czekoladowe oczy spoważniały.
- Nie tylko ty nakładasz maskę –odparła cicho. - Pod tym względem niewiele się różnimy.
Spuściła wzrok, czując jednocześnie jak na jej policzkach zakwitają rumieńce. Poderwała się z miejsca zbierając puste kubki. Julian patrzył na nią zaskoczony, nie do końca rozumiejąc co właśnie miało miejsce. Shaylyn poczuła się podobnie, właściwie nie potrafiąc odpowiedzieć sobie dlaczego w ogóle zeszła na takie tematy. Czasem naprawdę potrzebowała jakiegoś wyłącznika, aby zastopować pewne działania. Po co wdawał się w takie rozmowy z gościem, którego poznała parę godzin temu? Na co to komu? Znaczy świetnie zrobiła z siebie idiotkę. W tym właśnie osiągnęła mistrzostwo. Zdecydowanie koniec z alkoholem… Na jakiś czas. Kompromitacji jej wystarczy. Nie pozostało jej nic, tylko udawać, że to się nie wydarzyło. Czas narzucić maskę ponownie i nie ściągać jej. Wstawiła kubki do zlewu po czym odwróciła się do chłopak ze swoim służbowym uśmiechem numer dwadzieścia siedem.
- Dobra Julek, nie chcę cię wyganiać, ale ja powinnam się już położyć zanim zrobię jeszcze jakąś głupotę. W stylu chodź pokażę ci moją sypialnię. Bo przepraszam bardzo, ale straciłeś swoją okazję, kiedy nie rzuciłeś się na mnie jak dzikie zwierzę, po położeniu mojej koleżanki.

Juleczku? No racja kawa na pijaka zbliża...


(1011)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz