Mężczyzna pokonywał szybkim krokiem miasto. Zazwyczaj pokonywał miasto
samochodem, jednak tego dnia zdecydował się na przemierzenie trasy na
piechotę. Jak zawszę, kiedy zmierzał w kierunku cmentarza w rocznicę jej
śmierci lub urodzin. Dzisiaj przypadał drugi z powodów. Ręce schował w
kieszenie, pogrążył się w głębokim zamyśleniu. Zbyt często ostatnio
popadł w zadumę, jednocześnie bardziej się zasępiając.
Z jego myśli wyrwał go pies, który przebiegł obok niego, wesoło merdając
ogonem. Rozejrzał się w poszukiwaniu właściciela rozbrykanego brytana,
jednak nie rzucił mu się nikt, kto rozglądałby się za nim. Mężczyzna
zastanowił się przez moment, po czym ruszył powoli w kierunku psa. Kiedy
był już niedaleko niego zagwizdał, próbując przywołać go do siebie.
Zwierzak zatrzymał się i z zaciekawieniem obserwował poczynienia
brązowowłosego. Po chwili podbiegł zadowolony do niego, czym całkowicie
zaskoczył Xaviera.
- Powiedz mi koleżko, skąd się tu wziąłeś…
Chłopak złapał za obrożę, szukając jakiejś zawieszki, na której
znalazłby chociaż numer telefonu do właściciela. Niestety poszukiwania
spełzły na niczym, a chart zaczął coraz bardziej kręcić się
zniecierpliwiony długim staniem w miejscu. Ravenwood postanowił poszukać
samemu właściciela i udać się mniej więcej w kierunku, skąd przybył
zwierzak. Pozostawał jednak pewien problem. Prowadzenie psa za obrożę
było niewygodne, więc wziął zwierzaka na ręce, licząc na jego współpracę
i niewyrywanie się. Wbrew obawą pies postanowił ułatwić poszukiwania i
nie wykonywał zbyt wielu ruchów. Przynajmniej do czasu, gdy chart nie
dostrzegł znajomej twarzy.
— Nawet nie wiem, jak mam ci dziękować — powiedziała, siłując się ze
sprzączką od obroży. Xavier obserwował jej nieudolne próby zawiązania
pozostałości smyczy. — Już myślałam, że spędzę kilka kolejnych dni na
bezcelowym włóczeniu się po mieście w poszukiwaniu tego łobuza.
- To nic takiego. Czekaj pomogę ci – powiedział, widząc jak starania
dziewczyny spełzły na niczym. On sam przejął pasek, podczas gdy
dziewczyna uniosła sprzączkę od obroży. – Doskonale pamiętam, jak moja
Luna uciekła – mówiąc to zawiązał smycz na supeł i wyprostował się. –
Nie tak do końca sama z siebie, bo z mieszkania nie mała tak łatwo
wyjść, ale moja kochana siostrzyczka jej chętnie pomogła.
Dziewczyna sprawdziła jeszcze, czy wiązanie jest na tyle mocne, by
wytrzymać pociągnięcie, po czym wyprostowała się. Ciemnowłosy w końcu
przyjrzeć się osóbce stojącej przed nim. Miał wrażenie, że w całym swoim
życiu nie spotkał kogoś, uśmiechałby się całym sobą. A brązowowłosa
przed nim dokładnie tak wyglądała. Jakby cała emanowała radością. W
obecnej sytuacji, kiedy odnalazł się jej zwierzak, w sumie nie było to w
sumie niczym dziwnym. Zapewne sam w takim przypadku szczerzyłby się jak
nie on.
- W jaki sposób pomogła? – Zapytała z zainteresowaniem, głaszcząc psa po głowie.
- Wychodząc zostawiła uchylone drzwi, a moja wtedy półroczna ciekawska
suczka postanowiła pozwiedzać miasto. Całe szczęście doszła jedynie do
parku, więc całkiem szybko ją dorwałem. Tam zresztą znalazłem również
twojego uciekiniera. Ewidentnie ciągnie tam zwierzęta.
- Zdecydowanie coś je tam ciągnie, ponieważ Haru jeszcze tam nie był.
Pierwszy raz jestem w tej części miasta, przez tego łobuza.
- Czasem trzeba uciec w nieznane. W każdym bądź razie, nie zatrzymuję
dłużej. Mam nadzieję, że więcej nie będziesz zmuszona go gonić. Życzę
miłego dnia – powiedział z delikatnym uśmiechem i ruszył powoli we
wcześniej obranym kierunku.
- A może dasz się zaprosić na kawę? – Zapytała zatrzymując go tym.
Mężczyzna odwrócił się do niej rozważając propozycję. - Tak w ramach
podziękowania, za złapanie Haru.
Xavier spojrzał na zegarek rozważając, czy nie stracił już i tak za dużo
czasu. Do spotkania miał co prawda jeszcze ze dwie godziny, jednak
biorąc pod uwagę czas dojazdu i pierwotny cel jego podróży, nie miał go
prawie w ogóle. Miał zamiar odmówić, jednak coś w spojrzeniu dziewczyny
odciągnęło go od tego. Przejechał dłonią po karku, podejmując decyzję.
Na cmentarz może udać się i wieczorem lub jutro.
-W sumie czemu nie. Chociaż najpierw wolałbym poznać imię właścicielki łobuza Haru.
Dziewczyna zaśmiała się, przykładając dłoń do czoła.
- No tak – zaczęła kiwając powoli głową – z tego wszystkiego nawet się sobie nie przedstawiliśmy. Jestem Cynthia.
- Xavier. To skoro formalności za nami, chodźmy do tej kawiarni.
Cynthia?
(642 słowa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz